- Ała! – Syknęła Magda podrywając
się z krzesła.
- Co się stało? – Zapytała
przestraszona Paulina, odrywając wzrok od truskawek, z których odrywała
szypułki.
Magda robiła się coraz bardziej
czerwona, a jej ręka w błyskawicznym tempie nabierała kształtu balonu i to w
kolorze pięknej purpury. Nad głową Magdy latała osa, dziewczyny spojrzały na
siebie porozumiewawczo. Znalazły w górze winowajczynię jęku i bólu Madzi.
- Czy kręci Ci się w głowie? Jest Ci
słabo? Boli cię ręka? - pytanie za pytaniem zadawała Paulina.
- Nic mi nie jest, oprócz tego, że
spuchłam. Będę żyła. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni – roześmiała się,
mrugając okiem do Pauliny.
Magdalena to kobieta silna,
emocjonalna, pogodna, dla znajomych jest "Matką Teresą", a
asertywność nie jest jej mocną stroną. To niepoprawna optymistka, gdy na dworze
pada, ona uśmiecha się, szukając pozytywów ulewy. Gdy życie jej się wali, ona
szuka w gruzach jakiejś iskierki, która pozwoli wytłumaczyć sztorm. Nie poddaje
się. Pędzi przez życie jak nawałnica, prze do przodu, zawsze mając na względzie
drugiego człowieka i miłość, która dodaje jej skrzydeł. Ma czas dla każdego,
pomoże znaleźć klucz do zamkniętych drzwi, gdy szukający stracił już dawno
nadzieję. Nieustannie gdzieś pędzi. Każdego dnia ma tysiąc spraw do
załatwienia, a kładąc się spać myśli o kolejnych dwóch tysiącach zadań na dzień
następny. Wstaje skoro świt. Gdy inni budzą się do życia, ona jest już na
wysokich "obrotach". Są dni, w których nie wie, w co włożyć ręce, są
chwile, gdy ma wrażenie, że ze wszystkim jest spóźniona, jest czas, w którym
jednocześnie robi kilka rzeczy w jednej minucie, wtedy i trzy pary rąk byłoby
dla niej mało. Czasem jednak, mimo wrodzonego optymizmu, wszystkie jej idee
legną w gruzach. Siada bezczynnie, a ręce opadają. I wówczas zaczyna swoje
rozważania. Cichutko, roniąc łzy, zastanawia się nad meritum istnienia,
zdobywania, sięgania gwiazd, pędzenia, natłoku spraw, osiągania kolejnych
awansów, szczytów, wierzchołków, poświęcania się.
- Paulina, czy myślisz, że życie ma
sens? – rzuciła znienacka.
- Zwariowałaś??? Co ci chodzi po
głowie? Czyżby użądlenie osy sprawiło, że oszalałaś?
- Nie. Nie zwariowałam i nic mi nie
chodzi po głowie. Czasem myślę o ludzkim istnieniu. Po co żyjemy, skoro
wiadomym jest, że za jakiś czas będziemy musieli pożegnać się z życiem?
Paula zmrużyła oczy, w duchu
przyznała Madzi rację, doszukiwała się sensu istnienia. Zapanowała cisza.
Trwała chwilę. Przerwała ją Magda.
- Przez całe życie gromadzimy,
ciułamy, budujemy, wznosimy, spalamy się, a wszystko po to, by pewnego dnia
ktoś odkrył w nas coś, co odbiera chęć do życia. Dotykają bolączki dnia
codziennego, borykamy się z chorobami, niedomagamy, czyjś problem staje się
naszym, jakaś informacja spada na nas jak grom z jasnego nieba, dopada
kilkumetrowa fala: wody, emocji, rośnie poziom niepokoju i tracimy wszystko,
albo przynajmniej część nas, z naszego życia i naszego życia. Uchodzi z nas
powietrze, ustaje energia, chęci odchodzą i trzeba ich poszukać nie wiadomo
gdzie. Czasem ma się chęć zamknąć za sobą drzwi, wyjechać, uciec przed siebie,
byle dalej od codzienności, zmartwień, zatrzasnąć z hukiem i nigdy nie wracać,
z nadzieją, że "gdzieś tam" będzie lepiej.
- Masz tak czasami? Czy ja jestem
ewenementem? – Magda spojrzała na Paulinę.
- Mam. Mam często, nie tylko czasem -
potwierdziła zasłuchana w wywody Magdy.
- Myślę, że masz rację. - Paulina
podchwyciła temat. – Ja też czasem wątpię w sens istnienia. Co jest istotne w
chwili, gdy zderzamy się z rzeczywistością, nie kolorową, lecz tą szarą, burą
jak listopadowy wieczór. Czy charakter "Matki Teresy" ma wartość w
ostatecznym rozrachunku, gdy oprócz znajomości, pieniędzy i osobowości nic nie
ma znaczenia? Czy postawa siłaczki pomaga radzić sobie z realizmem? Życie jest
brutalne, nie zawsze jest różowo, czasem gubią się gdzieś te właściwe okulary,
bez których świat wygląda zupełnie inaczej. Kombinujemy, by nie dać się
zwariować i nie zwariować. Z najgłębszych zakamarków serca wydobywamy siłę,
przywołujemy do porządku psychikę, doprowadzamy się do pionu i pozwalamy sobie
pomóc, słuchamy innych, którzy wyciągają pomocną dłoń.
- To oznacza, że sami jesteśmy
bezradni, tak? – dociekała Magda.
- Nikt z nas nie jest samotną wyspą –
rzuciła motto Paulina.
Magda borykała się z bólem ręki i z trudnym
tematem, który dla niej był wyjątkowo niełatwy. Brakowało jej w życiu dystansu,
asertywności, chłodu. Wszystko przyjmowała wyjątkowo emocjonalnie, a
każde zadanie jako bojowe. Kiedy rozważała swoje zachowanie i jego słuszność w
zderzeniu z rzeczywistością, w głowie zaświtały jej słowa Alberta Einsteina: „Życie niemal na pewno ma sens”.
Anna Hercik