Przeważnie bywa
tak, że kiedy czytam powieść, to sugestywnie narzuca mi się
wyobrażony portret bohaterów. A potem, kiedy mam okazję obejrzeć
ekranizację tej pozycji, to bywam niepocieszona, bo aktorzy kreujące
role bohaterów nic a nic nie przypominają tych postaci z mojej
wyobraźni. Tymczasem w ostatnich tygodniach przeżywam przemiłe
rozczarowanie. Co środę na kanale, Ale Kino oglądam co tydzień
inny film zrealizowany na podstawie wątków z powieści znakomitego
szwedzkiego pisarza Henninga Mankela. I właśnie ta ekranizacja daje
mi pełną satysfakcje, bo główny bohater, Wallander jest wypisz
wymaluj taki, jak go sobie wyobrażam, czytając powieści, których
ten policjant jest głównym bohaterem.
Ostatnio
pochłonęłam „Piątą kobietę”. Wallander ma tutaj nie lada
zagwozdkę. Oto w różnych miejscach znajdowane są zwłoki
mężczyzn. Żaden nie zmarł śmiercią naturalną. Każdego
zamordowano z niesłychanym okrucieństwem. Ale każdego inaczej,
choć w miarę podążania za działaniami policjanta dowiadujemy
się, że jednak coś te zabójstwa łączy. Właśnie to odkrywanie
związków jest najbardziej frapujące, ale rzecz jasna nie moją
rolą jest ujawnianie sekretu dedukcji znakomitego policjanta. W
każdym razie nie bez przyczyny w tytule jest „Piąta kobieta”.
Po prostu płeć piękna ma w tej powieści sporo do odegrania.
Przy
okazji tropienia sprawcy zbrodni Henning kreśli rozmaite sytuacje
obyczajowe, wprowadza charakterystyczne szwedzkie realia, rysuje
trafne portrety psychologiczne. Od czasu do czasu znajdujemy tam
również, co jest dla nas szczególnie interesujące, rozmaite
polonika.
Z
całym przekonaniem kończę tę rekomendację zdaniem, że lektura
tej powieści zainteresuje i zapewni godziny rekreacji tym, którzy
gustują w kryminałach. Zwłaszcza, kiedy ich autorem jest pisarz
wysoko w Europie ceniony.
Henning
Mankel „Piąta Kobieta”, tłum. Halina Thylwe, Wydawnictwo WAB,
Warszawa 2004.
Maria
Suchecka