piątek, 12 października 2012

Wallander na ekranie i w książce


Przeważnie bywa tak, że kiedy czytam powieść, to sugestywnie narzuca mi się wyobrażony portret bohaterów. A potem, kiedy mam okazję obejrzeć ekranizację tej pozycji, to bywam niepocieszona, bo aktorzy kreujące role bohaterów nic a nic nie przypominają tych postaci z mojej wyobraźni. Tymczasem w ostatnich tygodniach przeżywam przemiłe rozczarowanie. Co środę na kanale, Ale Kino oglądam co tydzień inny film zrealizowany na podstawie wątków z powieści znakomitego szwedzkiego pisarza Henninga Mankela. I właśnie ta ekranizacja daje mi pełną satysfakcje, bo główny bohater, Wallander jest wypisz wymaluj taki, jak go sobie wyobrażam, czytając powieści, których ten policjant jest głównym bohaterem.
Ostatnio pochłonęłam „Piątą kobietę”. Wallander ma tutaj nie lada zagwozdkę. Oto w różnych miejscach znajdowane są zwłoki mężczyzn. Żaden nie zmarł śmiercią naturalną. Każdego zamordowano z niesłychanym okrucieństwem. Ale każdego inaczej, choć w miarę podążania za działaniami policjanta dowiadujemy się, że jednak coś te zabójstwa łączy. Właśnie to odkrywanie związków jest najbardziej frapujące, ale rzecz jasna nie moją rolą jest ujawnianie sekretu dedukcji znakomitego policjanta. W każdym razie nie bez przyczyny w tytule jest „Piąta kobieta”. Po prostu płeć piękna ma w tej powieści sporo do odegrania.
Przy okazji tropienia sprawcy zbrodni Henning kreśli rozmaite sytuacje obyczajowe, wprowadza charakterystyczne szwedzkie realia, rysuje trafne portrety psychologiczne. Od czasu do czasu znajdujemy tam również, co jest dla nas szczególnie interesujące, rozmaite polonika.
Z całym przekonaniem kończę tę rekomendację zdaniem, że lektura tej powieści zainteresuje i zapewni godziny rekreacji tym, którzy gustują w kryminałach. Zwłaszcza, kiedy ich autorem jest pisarz wysoko w Europie ceniony.


Henning Mankel „Piąta Kobieta”, tłum. Halina Thylwe, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2004.
Maria Suchecka