- Nadal chcesz
wiedzieć, kim jestem i jak do tego doszło, że stałam się tym, co
widziałeś tego wieczoru w lesie? – zapytałam z poważną miną.
- Tak, opowiedz mi to od samego początku - rzekł, a w
jego oczach dostrzegłam zainteresowanie z nutką strachu.
- Dobrze, więc słuchaj – usiadłam na stole i tak
jak chciał, zaczęłam od samego początku.
Był rok 1875, wszystko zaczęło się tutaj w Ellod
Springs, byłam wtedy osiemnastoletnią dziewczyną, niewiele
wiedziałam o życiu wśród mieszkańców tego miłego za dnia
miasteczka, lecz pełnego mrocznych tajemnic nocą. Byłam bardzo
zbuntowana jak na tamte czasy, należałam do zamożnej rodziny przez
to, że moja matka była w radzie miasta, ale jeśli ma się znaczące
nazwisko, to i duże wymagania, co do niego.
Zaczęło się to wszystko, kiedy moja matka Merinda
kazała mi iść do sklepu z ziołami, pamiętam, że tamtego dnia
chciałam być miła dla swojej matki, więc postanowiłam pójść,
tak jak chciała, lecz to była najgorsza decyzja w moim życiu.
Stojąc w kolejce w sklepie myślałam o przyszłości do czasu,
kiedy usłyszałam głos sklepikarki.
- A co dla ciebie? – powiedziała cały czas
uśmiechając się do mnie.
- Moja mama Merinda przysłała mnie po jakąś paczkę
z ziołami – odpowiedziałam pośpiesznie.
- Więc ty jesteś tą nieznośną córką z rodziny
założycieli? – zapytała, podając mi paczkę z ziołami.
- Tak, to ja, niech pani wybaczy, ale muszę już iść
– dokończyłam zdanie otwierając drzwi.
Po powrocie do domu i wręczeniu ziół postanowiłam
iść do lasu, gdy zatrzymała mnie mama.
- Caroline, gdzie ty się wybierasz, już niedługo
zacznie się ściemniać.
- Idę do lasu, matko – odpowiedziałam z odrobiną
pogardy.
- Przecież wiesz, że nie wolno tam chodzić o tej
godzinie – powiedziała zaniepokojona.
- Tak, wiem, ale ty także wiesz, co sądzę o tych
zasadach – powiedziałam trzaskając drzwiami.
W lesie zrobiło się już naprawdę prawdę ciemno, ale
niezbyt mnie to interesowało, nie chciałam wracać do domu na
kolejną kłótnię z matką, więc szłam dalej. Gdy dotarłam do
niewielkiej polany, usiadłam na niewielkim pniu i rozkoszowałam się
ciszą i spokojem. Nagle usłyszałam jakiś szmer, wstałam i
postanowiłam wracać, myśląc że to skrada się jakieś dzikie
zwierzę. I wtedy zauważyłam cień człowieka, od razu naszły mnie
dziwne myśli, więc przyspieszyłam. Nie zdążyłam zrobić nawet
trzech kroków, a on stał już przede mną.
- Nie wiesz, że takim dziewczynom, jak ty, nie wolno
chodzić o tej godzinie po lesie? – zapytał, a w jego głosie było
coś dziwnego, coś takiego chłodnego i ponurego.
- To nie pana interes, o której chodzę i gdzie. A w
ogóle jak się pan nazywa? – zapytałam z uniesioną głową.
- Nazywam się John Shelzman i niestety dla ciebie to
nie jest miłe spotkanie – i nagle jego twarz się zmieniła, oczy
nabrały niesamowitego wyrazu i w tym momencie dostrzegłam jego kły.
- Pomocy! – ledwie zdążyłam dokończyć, a on już
podstawił mi zakrwawioną rękę do ust.
- Pij! – bałam się, więc go usłuchałam, a potem
nagle pojawił się za mną, i nim zdążyłam się obrócić,
poczułam przerażający ból w szyi, a potem nastała tylko
ciemność.
Obudziłam się kilka godzin później w tym samym
miejscu, w którym to się stało, na początku nic nie pamiętałam,
dopiero z czasem zaczęłam sobie przypominać spotkanie z
niesamowitym człowiekiem. Wróciłam do miasta. Strasznie byłam
głodna i głowa mi pękała, napotkałam jakiegoś chłopaka
niewiele starszego ode mnie, na mój widok przerażony wywrócił się
do tyłu i rozciął rękę o kamień. Na widok jego krwi coś we
mnie drgnęło. Wystarczyła chwila, bym pojawiła się za nim i
skręciła mu kark, to był odruch, następnie zaczęłam pić krew
wypływającą z rany. Oderwał mnie od tego straszliwy ból w
szczęce, jakby coś przebijało mi się przez dziąsła, zostawiłam
martwe ciało i podeszłam do pierwszej szyby, aby zobaczyć, co się
dzieje. Widok był straszny, moja twarz zbladła, spod blond włosów
można było dostrzec oczy nabiegłe krwią, a pod nimi jakby żyły
przepełnione krwią, niżej wysuwały się kły. Ze strachu upadłam
do tyłu, a gdy wstałam, aby zobaczyć to jeszcze raz, wszystko
zniknęło. Przerażona szłam w stronę domu, a z każdym krokiem
przypominałam sobie moje dotychczasowe życie. Kiedy dotarłam na
miejsce, drzwi były otwarte, więc spróbowałam wejść do domu,
lecz coś mnie blokowało. Wtedy pojawiła się Merinda.
- Gdzie byłaś tak długo?! Martwiłam się o ciebie –
powiedziała zdenerwowana.
- Mówiłam ci, że idę do lasu! – krzyknęłam,
gotowa opowiedzieć mamie, co się stało.
- Wchodź do środka, zimno jest na dworze – przerwała
mi, łapiąc mnie za rękę i wciągając do domu.
Zdziwiłam się, że owa blokada, która wcześniej nie
pozwalała mi wejść, teraz ustąpiła po zaproszeniu.
- Młoda damo! Teraz idź na górę spać –
powiedziała Merinda, przywracając mnie do rzeczywistości.
Obudziłam się nazajutrz zaniepokojona tym, co się
stało wczoraj, wstałam i podeszłam do okna odsłaniając zasłony,
gdy nagle poparzyło mnie światło. Na szczęście wystarczył
moment, żebym znalazła się w cieniu pod ścianą To było dość
fascynujące i zarazem przerażające. Zrobiłam się szybka, nawet
bardzo szybka i silna, nie mogłam się zestarzeć. Mogłam wpłynąć
na czyjeś myśli, ale za to, kim się stałam, natura próbowała
mnie zgładzić. Światło słoneczne paliło mi skórę, rośliny
parzyły, a przerażenie budził widok mojej straszliwej twarzy.
Przez kolejne dni nie wychodziłam z ciemnego pokoju, próbując
dowiedzieć się czegoś o mnie, a bardziej o tym, czym się stałam,
i udało mi się. Dowiedziałam się, że roślina, która sprawia mi
ból to Werbena oraz to, że muszę wychodzić codziennie wieczorem
na polowanie, żeby nie odczuwać tego niepohamowanego głodu.
Poznałam również sposób na chodzenie za dnia, w starych księgach
babci znalazłam ciekawy pergamin, na którym był namalowany
pierścień, a tekst obok tego obrazka mówił o czarownicy, która
stworzyła ochronę przed słońcem i podarowała ją wampirowi.
Wtedy uświadomiłam sobie, że jestem wampirem. Kolejnej nocy
postanowiłam poszukać czarownicy ze starych ksiąg, a wiem, że
jedna z nich jeszcze powinna żyć w naszym mieście. Miała potężną
moc, a zwała się Ester Fools. Po dotarciu na miejsce zastukałam do
drzwi. Otworzyła mi starsza kobieta.
- Pani nazywa się Ester? – zapytałam niepewnie.
- Tak, to ja, lecz nie wpuszczam do środka
niezaproszone wampiry – w tym momencie się przeraziłam. –
Myślałaś, że nie będę wiedzieć, kim jesteś, mam osiemdziesiąt
sześć lat i jestem czarownicą, niejednego wampira już widziałam,
a jeszcze więcej wyczułam, tak jak ciebie. – Skończywszy zdanie
uśmiechnęła się do mnie.
- Jestem pod wrażeniem, lecz sprowadza mnie tutaj pewna
sprawa. Potrzebuję pierścienia, który pozwoli mi na poruszanie się
za dnia, może mi pani pomóc? Mam mało czasu, już niedługo świt.
- Ech, wejdź, zobaczymy, czy da się coś zrobić –
odpowiedziała wpuszczając mnie do środka.
Było tam dość przyjemnie i ciepło, wszędzie płonęły
świece, a w powietrzu unosił się zapach spalanych ziół.
Przeszłyśmy do następnego pokoju, Ester wyciągnęła świece i
ustawiła je w krąg, po czym obróciła się do mnie i zapytała:
- Masz pierścień?
- Tak, mam – odpowiedziałam, jednocześnie wyciągając
pierścień i przekazując go w ręce czarownicy.
- A więc zaczynamy! Mamy mało czasu – powiedziała
uśmiechając się, po czym odwróciła się w stronę kręgu, a
następnie wchodząc do środka, zamknęła oczy i zaczęła coś
recytować, prawdopodobnie po łacinie. Po kilku minutach pierścień
leżący wcześniej na ziemi podniósł się do wysokości
wystawionych rąk Ester, nagle płomienie świec zwiększyły się,
po czym zgasły, a pierścień upadł na ziemię. Podniosła go, a
następnie mi go podała.
- Idź sprawdź, czy działa – powiedziała wskazując
palcem na drzwi, było już jasno.
Założyłam pierścień i otworzyłam drzwi. Światło
ogarnęło mnie całą, nie sprawiając mi bólu, mogłam chodzić za
dnia, tak jak kiedyś. Podeszłam do Ester i w akcie podziękowania
wręczyłam jej woreczek z pieniędzmi.
- Dziękuję, Ester – powiedziałam uśmiechnięta, a
ona wzięła woreczek i podprowadziła mnie pod drzwi.
- Uważaj na siebie, w tym mieście tylko ja jestem
tolerancyjna, jeśli chodzi o wampir. Jak ci fanatycy dowiedzą się,
że córka z rodziny założycieli jest wampirem, zabiją ciebie, a
potem twoją matkę. – Powiedziała z poważną miną i zamknęła
za mną drzwi.
Następnego dnia postanowiłam odszukać Johna i
odpłacić mu się za to, co mi zrobił, lecz nie wiedziałam, gdzie
mam go szukać. Wtedy nasunął mi się pomysł. Skoro moja matka
pracuje w radzie miasta, musi wiedzieć, gdzie kto mieszka, więc
zagadnęłam ją:
- Dzień dobry matko, mam do ciebie sprawę.
- Dzień dobry, Caroline, jaką ty możesz mieć do mnie
sprawę tak wcześnie? – odpowiedziała podając herbatę.
- Może obiło ci się o uszy, gdzie swoją posiadłość
ma John Shelzman? – zapytałam z powagą.
- Za miastem pierwszy dom od lewej, ale po co ci taka
wiedza? – zdziwiła się moja matka.
- Muszę się z nim zobaczyć – oświadczyłam wstając
od stołu i kierując się do drzwi.
Na miejscu zobaczyłam duży biały dom z ogrodem,
pośpiesznie podeszłam do pozłacanej furtki w ogrodzeniu, była
zamknięta od środka, więc złapałam za kratę i pociągnęłam z
całej siły, wyrywając ją zawiasów. Idąc przez ogród myślałam,
co powiem, kiedy zobaczę jego plugawą twarz. Gdy doszłam do
masywnych brązowych drzwi, walnęłam parę razy pięścią. Po
chwili otworzył.
- Wejdź, wiedziałem, że wcześniej czy później do
mnie przyjedziesz – powitał mnie z szyderczym uśmiechem,
jednocześnie wpuszczając do środka.
- Nie przyszłam tutaj na kawę i ciastka –
odpowiedziałam z pogardą.
- Jeśli liczysz na coś więcej, to ci powiem, wampiry
się nie rozmnażają, ale kochamy próbować – oznajmił
wywracając oczami.
- Nie jestem tu, aby cię zadowolić, tylko nienawistnie
przebić kołkiem za to, co mi zrobiłeś, a potem twe martwe i
wysuszone ciało spalić, aby zatuszować morderstwo – wyciągnęłam
kołek i wbiłam mu go w brzuch. Zawył z bólu i upadł na kolana, z
trudem wyjął go z brzucha, cisnął pod ścianę. Odwróciłam się,
aby go podnieść a on już stał za mną. Nie sądziłam, że rana
zagoi się tak szybko. John Shelzman popchnął mnie pod ścianę i
złapał za szyję, dusząc.
- Jestem od ciebie starszy i silniejszy – oznajmił
zaciskając ręce coraz mocniej.
- A ja bardziej wkurzona – odpowiedziałam resztkami
sił, złapałam obiema dłońmi jego rękę zaciskającą się na
mej szyi i złamałam ją, następnie uderzyłam go w kroczę i
odepchnęłam. Wystarczył tylko moment, żeby wbić mu kołek prosto
w serce; mężczyzna zbladł, a jego żyły napęczniały, po czym
zsunął się na ziemię bez życia. Usłyszałam głos, a potem
kroki, więc zostawiłam ciało i uciekłam.
Wróciłam do domu i wiedziałam, że muszę uciekać,
nie miałam czasu nawet zabrać rzeczy, ponieważ gdy tylko się
ściemni, tamte wampiry z domu Johna znajdą mnie i zabiją.
Wychodziłam już, kiedy zaczepiła mnie matka.
- Caroline, gdzie się wybierasz? – zapytała ze
smutną miną.
- Posłuchaj mamo, zapomnisz o tych wszystkich chwilach,
w których byłam dla ciebie ciężarem, będziesz pamiętała tylko,
że wyjechałam do innego miasta oraz to, że zawsze będę cię
kochać. Żegnaj matko. – To był pierwszy raz, kiedy kogoś
zauroczyłam, zapłakana obróciłam się i wyszłam.
Przez kolejne 50 lat uciekałam i zabijałam, aż w
latach dwudziestych w Chicago postanowiłam już więcej nie atakować
ludzi i przejść na tak zwaną dietę, czyli picie krwi zwierzęcej
i tylko wtedy, kiedy odczuwałam głód. Pomogła mi w tym nowo
poznana przyjaciółka Lexi, która sama była na owej diecie. Po
dziesięciu latach w Chicago postanowiłyśmy już więcej się nie
ukrywać i wyjechać w mniej zaludnione miejsce. Po siedemdziesięciu
latach wróciłam do Ellod Springs i odziedziczyłam dom, po już
dawno zmarłej mamie, a Lexi zatrzymała się w Chicago i pojawia się
tylko trzy razy w roku, aby mnie odwiedzić. Siedem lat żyłam w tym
mieście unikając ludzi, dopiero ty zauważyłeś mnie tej nocy w
lesie, kiedy polowałam. Uciekłam wtedy do domu, ale następnego
dnia już wiedziałam, co muszę zrobić. Miałam zamiar cię
odszukać i zauroczyć, więc zapisałam się do liceum po raz
czwarty i pewnego dnia spotkałam cię na korytarzu. Resztę już
znasz.
- Jeśli chcesz, mogę teraz sprawić, że zapomnisz to
wszystko i że kiedykolwiek mnie poznałeś albo będziesz musiał
zmagać się w tym świecie wampirów, wilkołaków i czarownic -
powiedziałam widząc jego przerażoną twarz.
- A możesz sprawić, że nie będę wiedział, kim
jesteś i zapomnę o tym wszystkim, co mi opowiedziałaś? –
zapytał załamującym się głosem.
- Jeśli tego chcesz – odrzekłam.
- Chcę! – odpowiedział już z większą pewnością.
- Zapomnisz o wszystkim, co ci opowiedziałam
dzisiejszej nocy oraz o tamtym dniu w lesie, kiedy mnie zobaczyłeś
po raz pierwszy, jedyne co będziesz pamiętać to tylko to, że
jestem twoją przyjaciółką ze szkoły i wprowadziłam się tu z
Chicago.
Potem każdy z nas żył swoim życiem, ja
funkcjonowałam jak normalny człowiek, ukrywając prawdę o tym, kim
naprawdę jestem, polując wieczorami i od czasu do czasu spotykając
się z Lexi, a on żył tak jak do tej pory, bez żadnej wiedzy o
czyhającym złu na każdym kroku.
Kacper Banaszak, II kl.gimnazjum.