środa, 10 października 2012

"Wyznania Wampirzycy" - Kacper Banaszak

- Nadal chcesz wiedzieć, kim jestem i jak do tego doszło, że stałam się tym, co widziałeś tego wieczoru w lesie? – zapytałam z poważną miną.
- Tak, opowiedz mi to od samego początku - rzekł, a w jego oczach dostrzegłam zainteresowanie z nutką strachu.
- Dobrze, więc słuchaj – usiadłam na stole i tak jak chciał, zaczęłam od samego początku.
Był rok 1875, wszystko zaczęło się tutaj w Ellod Springs, byłam wtedy osiemnastoletnią dziewczyną, niewiele wiedziałam o życiu wśród mieszkańców tego miłego za dnia miasteczka, lecz pełnego mrocznych tajemnic nocą. Byłam bardzo zbuntowana jak na tamte czasy, należałam do zamożnej rodziny przez to, że moja matka była w radzie miasta, ale jeśli ma się znaczące nazwisko, to i duże wymagania, co do niego.
Zaczęło się to wszystko, kiedy moja matka Merinda kazała mi iść do sklepu z ziołami, pamiętam, że tamtego dnia chciałam być miła dla swojej matki, więc postanowiłam pójść, tak jak chciała, lecz to była najgorsza decyzja w moim życiu. Stojąc w kolejce w sklepie myślałam o przyszłości do czasu, kiedy usłyszałam głos sklepikarki.
- A co dla ciebie? – powiedziała cały czas uśmiechając się do mnie.
- Moja mama Merinda przysłała mnie po jakąś paczkę z ziołami – odpowiedziałam pośpiesznie.
- Więc ty jesteś tą nieznośną córką z rodziny założycieli? – zapytała, podając mi paczkę z ziołami.
- Tak, to ja, niech pani wybaczy, ale muszę już iść – dokończyłam zdanie otwierając drzwi.
Po powrocie do domu i wręczeniu ziół postanowiłam iść do lasu, gdy zatrzymała mnie mama.
- Caroline, gdzie ty się wybierasz, już niedługo zacznie się ściemniać.
- Idę do lasu, matko – odpowiedziałam z odrobiną pogardy.
- Przecież wiesz, że nie wolno tam chodzić o tej godzinie – powiedziała zaniepokojona.
- Tak, wiem, ale ty także wiesz, co sądzę o tych zasadach – powiedziałam trzaskając drzwiami.
W lesie zrobiło się już naprawdę prawdę ciemno, ale niezbyt mnie to interesowało, nie chciałam wracać do domu na kolejną kłótnię z matką, więc szłam dalej. Gdy dotarłam do niewielkiej polany, usiadłam na niewielkim pniu i rozkoszowałam się ciszą i spokojem. Nagle usłyszałam jakiś szmer, wstałam i postanowiłam wracać, myśląc że to skrada się jakieś dzikie zwierzę. I wtedy zauważyłam cień człowieka, od razu naszły mnie dziwne myśli, więc przyspieszyłam. Nie zdążyłam zrobić nawet trzech kroków, a on stał już przede mną.
- Nie wiesz, że takim dziewczynom, jak ty, nie wolno chodzić o tej godzinie po lesie? – zapytał, a w jego głosie było coś dziwnego, coś takiego chłodnego i ponurego.
- To nie pana interes, o której chodzę i gdzie. A w ogóle jak się pan nazywa? – zapytałam z uniesioną głową.
- Nazywam się John Shelzman i niestety dla ciebie to nie jest miłe spotkanie – i nagle jego twarz się zmieniła, oczy nabrały niesamowitego wyrazu i w tym momencie dostrzegłam jego kły.
- Pomocy! – ledwie zdążyłam dokończyć, a on już podstawił mi zakrwawioną rękę do ust.
- Pij! – bałam się, więc go usłuchałam, a potem nagle pojawił się za mną, i nim zdążyłam się obrócić, poczułam przerażający ból w szyi, a potem nastała tylko ciemność.
Obudziłam się kilka godzin później w tym samym miejscu, w którym to się stało, na początku nic nie pamiętałam, dopiero z czasem zaczęłam sobie przypominać spotkanie z niesamowitym człowiekiem. Wróciłam do miasta. Strasznie byłam głodna i głowa mi pękała, napotkałam jakiegoś chłopaka niewiele starszego ode mnie, na mój widok przerażony wywrócił się do tyłu i rozciął rękę o kamień. Na widok jego krwi coś we mnie drgnęło. Wystarczyła chwila, bym pojawiła się za nim i skręciła mu kark, to był odruch, następnie zaczęłam pić krew wypływającą z rany. Oderwał mnie od tego straszliwy ból w szczęce, jakby coś przebijało mi się przez dziąsła, zostawiłam martwe ciało i podeszłam do pierwszej szyby, aby zobaczyć, co się dzieje. Widok był straszny, moja twarz zbladła, spod blond włosów można było dostrzec oczy nabiegłe krwią, a pod nimi jakby żyły przepełnione krwią, niżej wysuwały się kły. Ze strachu upadłam do tyłu, a gdy wstałam, aby zobaczyć to jeszcze raz, wszystko zniknęło. Przerażona szłam w stronę domu, a z każdym krokiem przypominałam sobie moje dotychczasowe życie. Kiedy dotarłam na miejsce, drzwi były otwarte, więc spróbowałam wejść do domu, lecz coś mnie blokowało. Wtedy pojawiła się Merinda.
- Gdzie byłaś tak długo?! Martwiłam się o ciebie – powiedziała zdenerwowana.
- Mówiłam ci, że idę do lasu! – krzyknęłam, gotowa opowiedzieć mamie, co się stało.
- Wchodź do środka, zimno jest na dworze – przerwała mi, łapiąc mnie za rękę i wciągając do domu.
Zdziwiłam się, że owa blokada, która wcześniej nie pozwalała mi wejść, teraz ustąpiła po zaproszeniu.
- Młoda damo! Teraz idź na górę spać – powiedziała Merinda, przywracając mnie do rzeczywistości.
Obudziłam się nazajutrz zaniepokojona tym, co się stało wczoraj, wstałam i podeszłam do okna odsłaniając zasłony, gdy nagle poparzyło mnie światło. Na szczęście wystarczył moment, żebym znalazła się w cieniu pod ścianą To było dość fascynujące i zarazem przerażające. Zrobiłam się szybka, nawet bardzo szybka i silna, nie mogłam się zestarzeć. Mogłam wpłynąć na czyjeś myśli, ale za to, kim się stałam, natura próbowała mnie zgładzić. Światło słoneczne paliło mi skórę, rośliny parzyły, a przerażenie budził widok mojej straszliwej twarzy. Przez kolejne dni nie wychodziłam z ciemnego pokoju, próbując dowiedzieć się czegoś o mnie, a bardziej o tym, czym się stałam, i udało mi się. Dowiedziałam się, że roślina, która sprawia mi ból to Werbena oraz to, że muszę wychodzić codziennie wieczorem na polowanie, żeby nie odczuwać tego niepohamowanego głodu. Poznałam również sposób na chodzenie za dnia, w starych księgach babci znalazłam ciekawy pergamin, na którym był namalowany pierścień, a tekst obok tego obrazka mówił o czarownicy, która stworzyła ochronę przed słońcem i podarowała ją wampirowi. Wtedy uświadomiłam sobie, że jestem wampirem. Kolejnej nocy postanowiłam poszukać czarownicy ze starych ksiąg, a wiem, że jedna z nich jeszcze powinna żyć w naszym mieście. Miała potężną moc, a zwała się Ester Fools. Po dotarciu na miejsce zastukałam do drzwi. Otworzyła mi starsza kobieta.
- Pani nazywa się Ester? – zapytałam niepewnie.
- Tak, to ja, lecz nie wpuszczam do środka niezaproszone wampiry – w tym momencie się przeraziłam. – Myślałaś, że nie będę wiedzieć, kim jesteś, mam osiemdziesiąt sześć lat i jestem czarownicą, niejednego wampira już widziałam, a jeszcze więcej wyczułam, tak jak ciebie. – Skończywszy zdanie uśmiechnęła się do mnie.
- Jestem pod wrażeniem, lecz sprowadza mnie tutaj pewna sprawa. Potrzebuję pierścienia, który pozwoli mi na poruszanie się za dnia, może mi pani pomóc? Mam mało czasu, już niedługo świt.
- Ech, wejdź, zobaczymy, czy da się coś zrobić – odpowiedziała wpuszczając mnie do środka.
Było tam dość przyjemnie i ciepło, wszędzie płonęły świece, a w powietrzu unosił się zapach spalanych ziół. Przeszłyśmy do następnego pokoju, Ester wyciągnęła świece i ustawiła je w krąg, po czym obróciła się do mnie i zapytała:
- Masz pierścień?
- Tak, mam – odpowiedziałam, jednocześnie wyciągając pierścień i przekazując go w ręce czarownicy.
- A więc zaczynamy! Mamy mało czasu – powiedziała uśmiechając się, po czym odwróciła się w stronę kręgu, a następnie wchodząc do środka, zamknęła oczy i zaczęła coś recytować, prawdopodobnie po łacinie. Po kilku minutach pierścień leżący wcześniej na ziemi podniósł się do wysokości wystawionych rąk Ester, nagle płomienie świec zwiększyły się, po czym zgasły, a pierścień upadł na ziemię. Podniosła go, a następnie mi go podała.
- Idź sprawdź, czy działa – powiedziała wskazując palcem na drzwi, było już jasno.
Założyłam pierścień i otworzyłam drzwi. Światło ogarnęło mnie całą, nie sprawiając mi bólu, mogłam chodzić za dnia, tak jak kiedyś. Podeszłam do Ester i w akcie podziękowania wręczyłam jej woreczek z pieniędzmi.
- Dziękuję, Ester – powiedziałam uśmiechnięta, a ona wzięła woreczek i podprowadziła mnie pod drzwi.
- Uważaj na siebie, w tym mieście tylko ja jestem tolerancyjna, jeśli chodzi o wampir. Jak ci fanatycy dowiedzą się, że córka z rodziny założycieli jest wampirem, zabiją ciebie, a potem twoją matkę. – Powiedziała z poważną miną i zamknęła za mną drzwi.
Następnego dnia postanowiłam odszukać Johna i odpłacić mu się za to, co mi zrobił, lecz nie wiedziałam, gdzie mam go szukać. Wtedy nasunął mi się pomysł. Skoro moja matka pracuje w radzie miasta, musi wiedzieć, gdzie kto mieszka, więc zagadnęłam ją:
- Dzień dobry matko, mam do ciebie sprawę.
- Dzień dobry, Caroline, jaką ty możesz mieć do mnie sprawę tak wcześnie? – odpowiedziała podając herbatę.
- Może obiło ci się o uszy, gdzie swoją posiadłość ma John Shelzman? – zapytałam z powagą.
- Za miastem pierwszy dom od lewej, ale po co ci taka wiedza? – zdziwiła się moja matka.
- Muszę się z nim zobaczyć – oświadczyłam wstając od stołu i kierując się do drzwi.
Na miejscu zobaczyłam duży biały dom z ogrodem, pośpiesznie podeszłam do pozłacanej furtki w ogrodzeniu, była zamknięta od środka, więc złapałam za kratę i pociągnęłam z całej siły, wyrywając ją zawiasów. Idąc przez ogród myślałam, co powiem, kiedy zobaczę jego plugawą twarz. Gdy doszłam do masywnych brązowych drzwi, walnęłam parę razy pięścią. Po chwili otworzył.
- Wejdź, wiedziałem, że wcześniej czy później do mnie przyjedziesz – powitał mnie z szyderczym uśmiechem, jednocześnie wpuszczając do środka.
- Nie przyszłam tutaj na kawę i ciastka – odpowiedziałam z pogardą.
- Jeśli liczysz na coś więcej, to ci powiem, wampiry się nie rozmnażają, ale kochamy próbować – oznajmił wywracając oczami.
- Nie jestem tu, aby cię zadowolić, tylko nienawistnie przebić kołkiem za to, co mi zrobiłeś, a potem twe martwe i wysuszone ciało spalić, aby zatuszować morderstwo – wyciągnęłam kołek i wbiłam mu go w brzuch. Zawył z bólu i upadł na kolana, z trudem wyjął go z brzucha, cisnął pod ścianę. Odwróciłam się, aby go podnieść a on już stał za mną. Nie sądziłam, że rana zagoi się tak szybko. John Shelzman popchnął mnie pod ścianę i złapał za szyję, dusząc.
- Jestem od ciebie starszy i silniejszy – oznajmił zaciskając ręce coraz mocniej.
- A ja bardziej wkurzona – odpowiedziałam resztkami sił, złapałam obiema dłońmi jego rękę zaciskającą się na mej szyi i złamałam ją, następnie uderzyłam go w kroczę i odepchnęłam. Wystarczył tylko moment, żeby wbić mu kołek prosto w serce; mężczyzna zbladł, a jego żyły napęczniały, po czym zsunął się na ziemię bez życia. Usłyszałam głos, a potem kroki, więc zostawiłam ciało i uciekłam.
Wróciłam do domu i wiedziałam, że muszę uciekać, nie miałam czasu nawet zabrać rzeczy, ponieważ gdy tylko się ściemni, tamte wampiry z domu Johna znajdą mnie i zabiją. Wychodziłam już, kiedy zaczepiła mnie matka.
- Caroline, gdzie się wybierasz? – zapytała ze smutną miną.
- Posłuchaj mamo, zapomnisz o tych wszystkich chwilach, w których byłam dla ciebie ciężarem, będziesz pamiętała tylko, że wyjechałam do innego miasta oraz to, że zawsze będę cię kochać. Żegnaj matko. – To był pierwszy raz, kiedy kogoś zauroczyłam, zapłakana obróciłam się i wyszłam.
Przez kolejne 50 lat uciekałam i zabijałam, aż w latach dwudziestych w Chicago postanowiłam już więcej nie atakować ludzi i przejść na tak zwaną dietę, czyli picie krwi zwierzęcej i tylko wtedy, kiedy odczuwałam głód. Pomogła mi w tym nowo poznana przyjaciółka Lexi, która sama była na owej diecie. Po dziesięciu latach w Chicago postanowiłyśmy już więcej się nie ukrywać i wyjechać w mniej zaludnione miejsce. Po siedemdziesięciu latach wróciłam do Ellod Springs i odziedziczyłam dom, po już dawno zmarłej mamie, a Lexi zatrzymała się w Chicago i pojawia się tylko trzy razy w roku, aby mnie odwiedzić. Siedem lat żyłam w tym mieście unikając ludzi, dopiero ty zauważyłeś mnie tej nocy w lesie, kiedy polowałam. Uciekłam wtedy do domu, ale następnego dnia już wiedziałam, co muszę zrobić. Miałam zamiar cię odszukać i zauroczyć, więc zapisałam się do liceum po raz czwarty i pewnego dnia spotkałam cię na korytarzu. Resztę już znasz.
- Jeśli chcesz, mogę teraz sprawić, że zapomnisz to wszystko i że kiedykolwiek mnie poznałeś albo będziesz musiał zmagać się w tym świecie wampirów, wilkołaków i czarownic - powiedziałam widząc jego przerażoną twarz.
- A możesz sprawić, że nie będę wiedział, kim jesteś i zapomnę o tym wszystkim, co mi opowiedziałaś? – zapytał załamującym się głosem.
- Jeśli tego chcesz – odrzekłam.
- Chcę! – odpowiedział już z większą pewnością.
- Zapomnisz o wszystkim, co ci opowiedziałam dzisiejszej nocy oraz o tamtym dniu w lesie, kiedy mnie zobaczyłeś po raz pierwszy, jedyne co będziesz pamiętać to tylko to, że jestem twoją przyjaciółką ze szkoły i wprowadziłam się tu z Chicago.
Potem każdy z nas żył swoim życiem, ja funkcjonowałam jak normalny człowiek, ukrywając prawdę o tym, kim naprawdę jestem, polując wieczorami i od czasu do czasu spotykając się z Lexi, a on żył tak jak do tej pory, bez żadnej wiedzy o czyhającym złu na każdym kroku.

Kacper Banaszak, II kl.gimnazjum.