Wstrząsające
Kiedy przeczytałem „Christiane F. Życie mimo
wszystko” uświadomiłem sobie, jakie mam szczęście. Jestem
dojrzałym mężczyzną, próbowałem w swoim czasie marychy,
wcześniej wąchałem klej, potem zaglądałem też do kieliszka i
podwędzałem ojcu papierosy. Szczęście polega na tym, że się od
niczego nie uzależniłem, no może wieczorem, kiedy jestem zmęczony,
mam ochotę wypić puszkę piwa. Chyba naśladuję bohaterów serialu
o Kiepskich. Ale teraz, po świeżej lekturze tej autobiograficznej
książki wiem, że narkotyki potrafią zniszczyć zdrowie, skazują
na cywilną śmierć, że powodują przedwczesną śmierć. Dla mnie
graniczy z cudem, że bohaterka książki „My, dzieci z dworca ZOO”
i jej filmowa wersja dożyła 51 roku życia. Tyle ma lat, kiedy
pisze wespół z Sonją Vucovic swoją autobiograficzną książkę.
Wspominając współpracę z „najsławniejszą ćpunką
świata”, jak nazywa swoją bohaterkę, współautorka pisze, jaka
zielonooka Christiane jest wciąż piękna, jak utrzymuje „czystość”
pod osłoną specjalnych specyfików, które pozwalają funkcjonować
bez narkotyków. Prawda jest taka, że szczere do bólu wyznania,
choć we wstrząsający sposób pokazują całą destrukcję
fizycznej struktury człowieka, jego woli, jego emocjonalności, jego
intelektu, gdzieś głęboko w podtekście zawierają coś w rodzaju
samousprawiedliwienia i szukania winy za taki stan rzeczy w rodzinie,
środowisku, złych wpływach i tak dalej. I mieści się ledwie
zauważalna, ale dająca się odczytać sugestia, że narkotyki
pozwalają odkrywać odmienne, jakże kuszące stany świadomości
albo zapewniają totalną ucieczkę. Ale od życia uciec się nie da,
chyba w ostateczne rozwiązanie.
Christiane przyszła na świat w toksycznej rodzinie.
Owszem, matka pracowała, ale ojciec był pasożytem i wałkoniem, na
dodatek okrutnikiem. Nic dziwnego, że to małżeństwo nie
przetrwało próby czasu, a matka narkomanki potem była jeszcze
dwukrotnie zamężna. Christiane przyrzeka sobie, że już nic złego
nie będzie mówić czy pisać o matce i ojcu, ale widać, że nie
bardzo jej się to udaje. Trudno się dziwić, że obie córki
Felscherinów zeszły, jak to się mówi, na złą drogę. A zatem
wcześnie zaczęły się prostytuować, wchodzić w przypadkowe
związki. Ciągnęło ich to, co dawało pozór wolności, a
właściwie było potrzaskiem. Co nie dawało stabilizacji,
sprowadzało chorobę, osadzenie w poprawczaku lub więzieniu.
Christiane zakochiwała się kilkakrotnie. Niechciane, przypadkowe
ciąże usuwała. Jej wszyscy partnerzy byli młodsi. Nie utrzymał
się też związek z Sebastianem, ojcem Filipa, jedynego syna
bohaterki. Aczkolwiek nazywa go czymś najlepszym, co przydarzyło
się w jej życiu, ale i z nim musiała się rozstać, kiedy urząd
do spraw dzieci uznał, że nie daje gwarancji właściwej pieczy nad
synem, choć jest przekonana, że starała się, jak mogła,
najlepiej.
Książka jest świetnie napisana. Gorąco polecam ją
młodym ludziom, zanim staną się rodzicami nastolatków. Po to, by
umieli stworzyć kochające gniazdo rodzinne, by zapobiec ucieczkom
we wszelkiego rodzaju zło. W każdym razie warto wziąć książkę
do ręki w porze wiosennych wagarów i wakacyjnych wypraw w nieznane.
Nie wiadomo, co tam możne spotkać i co może zagrozić dziewczętom
i chłopcom.
Christiane V. Felscherinow i Sonja Vukovic „Christiane
F. Życie mimo wszystko”. Przełożył Jacek Giszczak, Wydawnictwo
Iskry, Warszawa 2014.