sobota, 10 listopada 2012

"Bożydar" część 7.



 Rozdział 4

Czarnobiała, niema burleska filmowa bez raqtime jest, jak kobieta bez perfum, twierdził Bożydar. Dziwaczeję, na starość powinienem zbierać znaczki, albo łowić ryby. Nie to nudne. Zbierać butelki. Puste? na co komu. Pełne się nie utrzymają. W pierwszych swoich filmach Chaplin był złośliwy i skory do bójki. W tym akurat wrzucił dwóch facetów do stawu. Obraz był czysty i wyraźny, Bożydar cieszył oko, każdym szczegółem na 45 calowym ekranie telewizora. Był to, oprócz włączonego komputera, jedyny nowoczesny sprzęt w jego mieszkaniu. Reszta urządzeń i mebli pamiętała czasy Gierka. Ponieważ były dobrze utrzymane, funkcjonalne i nie nadużywał ich ponad miarę, nie wątpił, że za kilka lat staną się prawdziwymi antykami, o czym ich właściciel, generał, od którego wynajmował mieszkanie, zapewne nawet nie wiedział.
Dla niego samego wystarczało; Barbara mieszkała u rodziców, tam miała zapewnione komfortowe warunki, a odkąd Filip wyjechał na studia do Anglii, miejsca było aż zza nadto. Od rozwodu mieszkali osobno i ten system zdawał egzamin od dobrych kilku lat. Ostatnio jednak zauważył delikatną zmianę. Trzy rozmowy w tygodniu z synem, przez łącze internetowe znowu ich zbliżyły, po nich zostawała na noc. Oddawała mu się szaleńczo i gorąco, jak za czasów ich młodości, tylko dziś jej język ciała mówił o samotności, on natomiast, po każdym takim spotkaniu odczuwał, upływ czasu. Było to coś, co go niepokoiło, czegoś takiego nie odczuwał z innymi kobietami.
Barbara przyszła z zakupami, w kuchni zostawiła torbę i weszła do pokoju. Na małym stoliku postawiła butelkę koniaku, z barku wyjęła dwie gruszkowate lampki i nalała.
- Znowu męczysz Chaplina? – usiadła obok.
- To reaktywacja. To jest nieśmiertelność.
Gdy się poznali okazało się, że oboje kochają stare filmy. Jej już przeszedł zachwyt nad Chaplinem, jemu nie.
- Z początków Keyston. Filip mi go przysłał. Właśnie ukazała się wyczyszczona i obrobiona elektronicznie wersja, sama zobacz.
- A gdzie Chaplin?
- To właśnie on. Charlie spotyka w parku dziewczynę, uwodzi ją, idą do jej domu. Tam mają zamiar robić to, co dziś by pokazali, ale wtedy ze względu na purytanizm pozostawili wyobraźni.
- Co nie przeszkadza Chaplinowi pokazać tyle erotyzmu, że sama wskoczyłabym mu do łóżka.
- Właśnie wtedy, następuje zwrot akcji. Nagle do domu przychodzi jej ojciec z kolegą. Okazuje się, że to ich Charlie wepchnął do stawu. Ponieważ nie ma drugiego wyjścia, przebiera się za piękną dziewczynę i zaczyna z nimi flirtować. W przebraniu kobiety wystąpił tylko w trzech filmach. Ten się nazywa „Panna Charlie” i ma już sto lat – sentymentalnie zakończył wykład.
Wzięła do ust mały łyczek i trzymała, aż ogrzane kubki smakowe zaczęły łaskotać podniebienie.
- Wiesz, że w naszym mieście nie będzie akwaparku.
- To zasługa radnego Czarnego?
- Nie, Matki Boskiej i Dyducha.
- Trzeba na kogoś zrzucić winę za swoje osiągnięcia.
- Ziemia, na której stanął hipermarket na początku miała być przeznaczona na budowę osiedla, potem rada miasta wydzierżawiła ziemię pod budowę supermarketu.
- Chcesz powiedzieć, że wiesz, kto ją przekonał.
- Acha – Barbara nalała ponownie płynu do kieliszków.
- To są plotki, ocierające się o pomówienie.
- Ja swojej potężnej wiedzy nikomu nie udostępniam – podała mu kieliszek i usiadła tak, że nogi położyła na jego udach.
To prawda, wszystkie miejskie plotki, lądowały za pośrednictwem Barbary w ich domu i tu kończyły swój żywot, bo ona je tylko znosiła, i nie selekcjonowała. Teściowie się już do tego przyzwyczaili. On też.
- Nie interesuje mnie życie mieszkańców Kuźnicy – powiedział bez cienia zainteresowania.
- I to mówi były pies?
- Chcesz mi popsuć wieczór?
- Nie, chcę ci zwrócić uwagę na niesprawiedliwość. Ten biedny kuzyn Czarnego – słowo „biedny” zaakcentowała z taką ironią, że jego trup przewrócił się w prosektorium – to był łagodnie mówiąc kawał łotra. Obmacywał dziewczyny w tym hipermarkecie, ale żadna nie wniosła oskarżenia. A kiedy znalazła się jedna odważna, to zatuszował to Czarny. Zrekompensował jej poniesione straty, jak to określił, i obiecał, że nie będzie jej przeszkadzał, gdyby kiedyś zapragnęła znaleźć inną pracę w mieście.
- To znaczy zważył stosunek i opakował go w bombonierkę. Widzisz, jaką mamy dewaluację, dzisiaj nawet seks nic nie znaczy. Dawniej można za niego było dostać pracę, dziś ją można stracić.
- Jesteś cynikiem.
- Wiem – pocałował w usta, koniak zaczynał pracować.
Zabrzęczał internet i na ekranie pokazała się twarz Filipa.