Rozdział 4
Dla
niego samego wystarczało; Barbara mieszkała u rodziców, tam miała zapewnione
komfortowe warunki, a odkąd Filip wyjechał na studia do Anglii, miejsca było aż
zza nadto. Od rozwodu mieszkali osobno i ten system zdawał egzamin od dobrych
kilku lat. Ostatnio jednak zauważył delikatną zmianę. Trzy rozmowy w tygodniu z
synem, przez łącze internetowe znowu ich zbliżyły, po nich zostawała na noc.
Oddawała mu się szaleńczo i gorąco, jak za czasów ich młodości, tylko dziś jej
język ciała mówił o samotności, on natomiast, po każdym takim spotkaniu
odczuwał, upływ czasu. Było to coś, co go niepokoiło, czegoś takiego nie
odczuwał z innymi kobietami.
Barbara
przyszła z zakupami, w kuchni zostawiła torbę i weszła do pokoju. Na małym
stoliku postawiła butelkę koniaku, z barku wyjęła dwie gruszkowate lampki i
nalała.
- Znowu męczysz
Chaplina? – usiadła obok.
- To reaktywacja. To
jest nieśmiertelność.
Gdy
się poznali okazało się, że oboje kochają stare filmy. Jej już przeszedł
zachwyt nad Chaplinem, jemu nie.
- Z początków Keyston.
Filip mi go przysłał. Właśnie ukazała się wyczyszczona i obrobiona
elektronicznie wersja, sama zobacz.
- A gdzie Chaplin?
- To właśnie on.
Charlie spotyka w parku dziewczynę, uwodzi ją, idą do jej domu. Tam mają zamiar
robić to, co dziś by pokazali, ale wtedy ze względu na purytanizm pozostawili
wyobraźni.
- Co nie przeszkadza
Chaplinowi pokazać tyle erotyzmu, że sama wskoczyłabym mu do łóżka.
- Właśnie wtedy,
następuje zwrot akcji. Nagle do domu przychodzi jej ojciec z kolegą. Okazuje
się, że to ich Charlie wepchnął do stawu. Ponieważ nie ma drugiego wyjścia,
przebiera się za piękną dziewczynę i zaczyna z nimi flirtować. W przebraniu
kobiety wystąpił tylko w trzech filmach. Ten się nazywa „Panna Charlie” i ma
już sto lat – sentymentalnie zakończył wykład.
Wzięła do ust mały
łyczek i trzymała, aż ogrzane kubki smakowe zaczęły łaskotać podniebienie.
- Wiesz, że w naszym
mieście nie będzie akwaparku.
-
To zasługa radnego Czarnego?
-
Nie, Matki Boskiej i Dyducha.
-
Trzeba na kogoś zrzucić winę za swoje osiągnięcia.
-
Ziemia, na której stanął hipermarket na początku miała być przeznaczona na
budowę osiedla, potem rada miasta wydzierżawiła ziemię pod budowę supermarketu.
-
Chcesz powiedzieć, że wiesz, kto ją przekonał.
-
Acha – Barbara nalała ponownie płynu do kieliszków.
-
To są plotki, ocierające się o pomówienie.
-
Ja swojej potężnej wiedzy nikomu nie udostępniam – podała mu kieliszek i
usiadła tak, że nogi położyła na jego udach.
To
prawda, wszystkie miejskie plotki, lądowały za pośrednictwem Barbary w ich domu
i tu kończyły swój żywot, bo ona je tylko znosiła, i nie selekcjonowała.
Teściowie się już do tego przyzwyczaili. On też.
- Nie interesuje mnie
życie mieszkańców Kuźnicy – powiedział bez cienia zainteresowania.
- I to mówi były pies?
- Chcesz mi popsuć
wieczór?
- Nie, chcę ci zwrócić
uwagę na niesprawiedliwość. Ten biedny kuzyn Czarnego – słowo „biedny”
zaakcentowała z taką ironią, że jego trup przewrócił się w prosektorium – to
był łagodnie mówiąc kawał łotra. Obmacywał dziewczyny w tym hipermarkecie, ale
żadna nie wniosła oskarżenia. A kiedy znalazła się jedna odważna, to zatuszował
to Czarny. Zrekompensował jej poniesione straty, jak to określił, i obiecał, że
nie będzie jej przeszkadzał, gdyby kiedyś zapragnęła znaleźć inną pracę w
mieście.
- To znaczy zważył
stosunek i opakował go w bombonierkę. Widzisz, jaką mamy dewaluację, dzisiaj
nawet seks nic nie znaczy. Dawniej można za niego było dostać pracę, dziś ją
można stracić.
- Jesteś cynikiem.
- Wiem – pocałował w
usta, koniak zaczynał pracować.
Zabrzęczał
internet i na ekranie pokazała się twarz Filipa.