-
No tak, teraz będę miał koszmary, w ogóle nie dbacie o rozwój emocjonalny syna.
-
Bo masz się uczyć, jak podnieść status ekonomiczny rodzinny – odparł
śpiesznie Bożydar.
-
Synku jak ci tam? - Barbara rozpłakała się momentalnie.
- Dobrze mamo. Nie
płacz, nie jestem na zesłaniu. Ojciec dostałeś Chaplina?
- Wczoraj. Dziękuję ci
synu.
- Proszę uprzejmie
szanowny ojcze.
- Nie głodujesz synku?
- Ależ mamo. Mam
dwadzieścia trzy lata, umiem o siebie zadbać. Co u was słychać?
- Po staremu. Matka
Boska ukazała się na szybie w hipermarkecie.
- I nic mi nie mówisz?
- Nie bądź naiwny,
przecież ktoś ją namalował.
- No przecież wiem, ale
to się nadaje do książki.
Teraz
krok tylko do trupa Makucha. Bożydar nie podzielał fascynacji syna sprawami
kryminalnymi, ani jego miłości do pisywania o nich; były wciąż słabe, brakowało
w nich mocnej konstrukcji i charakterystycznego bohatera. Poza tym, nie po to
wysłał go na studia ekonomiczne do Anglii, żeby teraz zajmował sie
dziennikarstwem detektywistycznym. Szybko stanął za komputerem i dał znak
Barbarze.
- Ani słowa o trupie,
bo zaraz przyleci. Niech się zajmuje liczeniem długu narodowego.
- Tu też w gazetach bez
morderstwa się nie obejdziesz, w Szkocji znaleziono zamordowaną Polkę. Jej
ciało wrzucono do kanału. Podobno to Anglicy.
- Co teraz robisz? –
Bożydar przerwał wywody syna.
- Zacząłem już pisać
opowiadanie kryminalne.
-
Filip wiem o twojej pasji, ale po pierwsze zawód, pod drugie język, po trzecie
…
-
NMPO – skończył Filip
-
Co to znaczy?- zdziwiła się Barbara.
-
Nie marnuj pieniędzy ośle – powiedzieli równocześnie.
- Wiecie, z kim
leciałem do Londynu? Z Kaśką Jasińską. Na lotnisku okazało się, że zgubili jej
bagaż i nie miała swoich ciuchów. Zabrałem ją do siebie i poratowałem ją. Teraz
czeka na walizkę.
Zaspokoił ciekawość
rodziców raportami z wielkiego świata, opisem karocy królowej, samochodu
księcia Karola i śmigłowca wnuka, Wiliama, zapewnił, że ich kocha, ma dużo
pracy i się rozłączył.
-
Czy przestanie marzyć?- westchnęła Barbara, ocierając łzy. - Wcześniej chciał
zostać strażakiem, potem księdzem, teraz pisarzem.
-
Przejdzie mu.
-
A jak nie?
-
Dziewczyna wybije mu z głowy.
-
A jak nie?
-
To zrobi to dzieciak o trzeciej nad ranem.
-
A jak …
-
Wydawca nie wyda mu książki.
-
A…
-
Nie szukaj odpowiedzi, gdy nie znasz pytania - objął ją.
Komórka
Bożydara zawiadomiła o SMS-ie. Odebrał. „Tato oddaje słoiki. Są w piwnicy”. SMS
był nadany z komórki Zyty. Coś jest w piwnicy. Bożydar poprosił Barbarę, żeby
zrobiła smaczną kolację. Wziął klucze i zszedł po ogórki. Na dole czekał
Dominik, ubrany w granatowy dres, bluzę z kapturem, czapkę bejsbolówkę i
okulary. Nie wszystkim bóg daje po równo, dla jednych uroda, to dar niebios,
dla innych przekleństwo. Weszli do piwnicy Bożydara.
-
Konspiracja weszła ci w krew.
-
Wie pan przecież, że wszyscy wszystkich podsłuchują. A jak nie podsłuchują, to
śledzą. W Kuźnicy nie mogę zrobić kroku, by nie wiedzieli, gdzie jestem. Mam do
pana prośbę – przeszedł od razu do sprawy. - Wiem, co powinienem zrobić, ale
nie mogę tego zrobić, więc co mam zrobić?
-
Mówisz bardzo zawile, ale w ogólnym zarysie rozumiem. Zacznij jednak od
początku – Bożydar szukał słoika z ogórkami.
-
Zamknęliśmy Dyducha za zabójstwo Makucha. Ale on go nie zabił – wyrzucił z
siebie jednym tchem Dominik.
Patrzyli
sobie w oczy, w końcu Bożydar nie wytrzymał.
-
No i co dalej, osiągnąłeś już stopień napięcia.
- Nie jest pan
zaskoczony?
-
Jestem już w takim wieku, że trudno mnie zadziwić, łatwiej udaje się to
Filipowi. Nie zapominaj, że chodziłem już w twoich butach.
Z
Dominika uszła para.
-
A tak się napracowałem.
-
Ujmę to tak. Rozumiem, że coś znalazłeś, ale musisz biec w szeregu. Dlatego
gryzie cię sumienie. To przejdzie.
-
Prowadzę tę sprawę z Pakoszem, jemu nie zależy, kogo wsadzi, chce tylko
zakończyć śledztwo i do niego nie wracać.
-
Podoba mi się. – Bożydar sprawdził słoik z grzybkami – wysoko zajdzie.
-
Ta sprawa brzydko pachnie.
-
Każda pachnie tak samo.
-
Całą noc przeglądałem nagrania, po kilka razy, myślałem, że coś na nich znajdę.
Może coś przeoczyliśmy, ale na monitoringu z Hipermarketu widać wyraźnie, jak
Dyduch zabija.
-
To, w czym rzecz? Masz przeczucia, czy masz dowody.
-
Wiem tylko, że jeden człowiek nie może być w dwóch miejscach równocześnie.
Dowód powinien być, tylko go nie widzę. Ktoś z boku, powinien spojrzeć na te
nagrania świeżym okiem.
-
Prokurator też ma świeże oko.
-
Wystarczy już to, co napisał w uzasadnieniu o Dyduchu „Podejrzany uchodzi za dziwaka, a jego zachowanie odbiega od
przeciętnego, np. w ogóle nie pije alkoholu i kawy. Jego postępowanie jest
roszczeniowe. Nie może się pogodzić z wyrzuceniem z pracy, z własnej winny”.
-
Widzisz ile trzeba studiować, żeby to napisać. – Dominik patrzył na niego
błagalnie. – Sorry, mój cynizm wychodzi z doświadczenia. Gdzie mógłbym
przejrzeć nagrania? Na komendzie w Jeleniej, gdzie pracujesz jestem persona non grata, nawet tu się
spotykamy w piwnicy.
-
U teścia, w domu – spojrzał na zegarek i wyszedł.
Dominik
założył kaptur na głowę, okulary na nos i wyszedł zgarbiony. Acha i zrobić tak,
by wilk był syty i owca cała. Żeby na początku swojej pięknej kariery nie
zamknąć jej sobie głupim posunięciem. Coś znalazłeś, tylko nie chcesz mówić,
poczekam, powiesz we właściwym czasie.