sobota, 17 listopada 2012

"Bożydar" część 8.


 - No tak, teraz będę miał koszmary, w ogóle nie dbacie o rozwój emocjonalny syna.
- Bo masz się uczyć, jak podnieść status ekonomiczny rodzinny – odparł śpiesznie Bożydar.
- Synku jak ci tam? - Barbara rozpłakała się momentalnie.
- Dobrze mamo. Nie płacz, nie jestem na zesłaniu. Ojciec dostałeś Chaplina?
- Wczoraj. Dziękuję ci synu.
- Proszę uprzejmie szanowny ojcze.
- Nie głodujesz synku?
- Ależ mamo. Mam dwadzieścia trzy lata, umiem o siebie zadbać. Co u was słychać?
- Po staremu. Matka Boska ukazała się na szybie w hipermarkecie.
- I nic mi nie mówisz?
- Nie bądź naiwny, przecież ktoś ją namalował.
- No przecież wiem, ale to się nadaje do książki.
Teraz krok tylko do trupa Makucha. Bożydar nie podzielał fascynacji syna sprawami kryminalnymi, ani jego miłości do pisywania o nich; były wciąż słabe, brakowało w nich mocnej konstrukcji i charakterystycznego bohatera. Poza tym, nie po to wysłał go na studia ekonomiczne do Anglii, żeby teraz zajmował sie dziennikarstwem detektywistycznym. Szybko stanął za komputerem i dał znak Barbarze.
- Ani słowa o trupie, bo zaraz przyleci. Niech się zajmuje liczeniem długu narodowego.
- Tu też w gazetach bez morderstwa się nie obejdziesz, w Szkocji znaleziono zamordowaną Polkę. Jej ciało wrzucono do kanału. Podobno to Anglicy.
- Co teraz robisz? – Bożydar przerwał wywody syna.
- Zacząłem już pisać opowiadanie kryminalne.
- Filip wiem o twojej pasji, ale po pierwsze zawód, pod drugie język, po trzecie …
- NMPO – skończył Filip
- Co to znaczy?- zdziwiła się Barbara.
- Nie marnuj pieniędzy ośle – powiedzieli równocześnie.
- Wiecie, z kim leciałem do Londynu? Z Kaśką Jasińską. Na lotnisku okazało się, że zgubili jej bagaż i nie miała swoich ciuchów. Zabrałem ją do siebie i poratowałem ją. Teraz czeka na walizkę.
Zaspokoił ciekawość rodziców raportami z wielkiego świata, opisem karocy królowej, samochodu księcia Karola i śmigłowca wnuka, Wiliama, zapewnił, że ich kocha, ma dużo pracy i się rozłączył.
- Czy przestanie marzyć?- westchnęła Barbara, ocierając łzy. - Wcześniej chciał zostać strażakiem, potem księdzem, teraz pisarzem.
- Przejdzie mu.
- A jak nie?
- Dziewczyna wybije mu z głowy.
- A jak nie?
- To zrobi to dzieciak o trzeciej nad ranem.
- A jak …
- Wydawca nie wyda mu książki.
- A…
- Nie szukaj odpowiedzi, gdy nie znasz pytania - objął ją.
Komórka Bożydara zawiadomiła o SMS-ie. Odebrał. „Tato oddaje słoiki. Są w piwnicy”. SMS był nadany z komórki Zyty. Coś jest w piwnicy. Bożydar poprosił Barbarę, żeby zrobiła smaczną kolację. Wziął klucze i zszedł po ogórki. Na dole czekał Dominik, ubrany w granatowy dres, bluzę z kapturem, czapkę bejsbolówkę i okulary. Nie wszystkim bóg daje po równo, dla jednych uroda, to dar niebios, dla innych przekleństwo. Weszli do piwnicy Bożydara.
- Konspiracja weszła ci w krew.
- Wie pan przecież, że wszyscy wszystkich podsłuchują. A jak nie podsłuchują, to śledzą. W Kuźnicy nie mogę zrobić kroku, by nie wiedzieli, gdzie jestem. Mam do pana prośbę – przeszedł od razu do sprawy. - Wiem, co powinienem zrobić, ale nie mogę tego zrobić, więc co mam zrobić?
- Mówisz bardzo zawile, ale w ogólnym zarysie rozumiem. Zacznij jednak od początku – Bożydar szukał słoika z ogórkami.
- Zamknęliśmy Dyducha za zabójstwo Makucha. Ale on go nie zabił – wyrzucił z siebie jednym tchem Dominik.
Patrzyli sobie w oczy, w końcu Bożydar nie wytrzymał.
- No i co dalej, osiągnąłeś już stopień napięcia.
- Nie jest pan zaskoczony?
- Jestem już w takim wieku, że trudno mnie zadziwić, łatwiej udaje się to Filipowi. Nie zapominaj, że chodziłem już w twoich butach.
Z Dominika uszła para.
- A tak się napracowałem.
- Ujmę to tak. Rozumiem, że coś znalazłeś, ale musisz biec w szeregu. Dlatego gryzie cię sumienie. To przejdzie.
- Prowadzę tę sprawę z Pakoszem, jemu nie zależy, kogo wsadzi, chce tylko zakończyć śledztwo i do niego nie wracać.
- Podoba mi się. – Bożydar sprawdził słoik z grzybkami – wysoko zajdzie.
- Ta sprawa brzydko pachnie.
- Każda pachnie tak samo.
- Całą noc przeglądałem nagrania, po kilka razy, myślałem, że coś na nich znajdę. Może coś przeoczyliśmy, ale na monitoringu z Hipermarketu widać wyraźnie, jak Dyduch zabija.
- To, w czym rzecz? Masz przeczucia, czy masz dowody.
- Wiem tylko, że jeden człowiek nie może być w dwóch miejscach równocześnie. Dowód powinien być, tylko go nie widzę. Ktoś z boku, powinien spojrzeć na te nagrania świeżym okiem.
- Prokurator też ma świeże oko.
- Wystarczy już to, co napisał w uzasadnieniu o Dyduchu „Podejrzany uchodzi za dziwaka, a jego zachowanie odbiega od przeciętnego, np. w ogóle nie pije alkoholu i kawy. Jego postępowanie jest roszczeniowe. Nie może się pogodzić z wyrzuceniem z pracy, z własnej winny”.
- Widzisz ile trzeba studiować, żeby to napisać. – Dominik patrzył na niego błagalnie. – Sorry, mój cynizm wychodzi z doświadczenia. Gdzie mógłbym przejrzeć nagrania? Na komendzie w Jeleniej, gdzie pracujesz jestem persona non grata, nawet tu się spotykamy w piwnicy.
- U teścia, w domu – spojrzał na zegarek i wyszedł.
Dominik założył kaptur na głowę, okulary na nos i wyszedł zgarbiony. Acha i zrobić tak, by wilk był syty i owca cała. Żeby na początku swojej pięknej kariery nie zamknąć jej sobie głupim posunięciem. Coś znalazłeś, tylko nie chcesz mówić, poczekam, powiesz we właściwym czasie.