sobota, 15 grudnia 2012

"Bożydar" część 12.


- Prywatnie nie szukam odpowiedzi, dlaczego pan zabił Makucha!? Mam to w dupie. Ale muszę coś wpisać w papiery. Bo nie został pan kierownikiem w hipermarkecie? Czy chciał się pan na nim zemścić za krzywdę, jaką wyrządził siostrze? Akurat o to pana nie podejrzewam, jest pan takim samym tchórzem jak ona.
- Ja nie zabiłem? – zaprzeczył nieśmiało.
- Dobra, dobra, powiem panu, co mnie dręczyło – oparł się wygodnie o krzesło. – Jak to się stało, że jeden facet znajduje się w dwóch miejscach? Bogiem nie jest, prawda? Jedno głupie pytanie może człowiekowi zatruć dzień i noc. Noce są najgorsze – spojrzał na Bożydara.
- Teraz powinieneś zadać pytanie – Bożydar odchylił się i zawiązał ręce na brzuchu. - Dlaczego noce są najgorsze?
- Dlaczego noce są najgorsze? – wydukał cicho Krzysiek.
- Bo noce należą do mnie i do nikogo innego, nawet żona nie ma do nich dostępu. A ty każesz mi myśleć. Ale to dobrze, bo stwierdziłem, że źle postawiłem pytanie, powinno ono brzmieć; skoro Dyduch jest winien, to dlaczego nie ma jego śladów na ubraniu Makucha. Ale to też jest złe pytanie. Dziś przestępcy nie są idiotami, wiedzą co to mikroślady. Dlatego gdy znalazłem DNA Makucha, Dyducha i pańskie na dresie Katarzyny Jasińskiej, zapytałem. Jak? Odpowiem panu, bo nudzi mnie już rozmowa z takim gadem jak pan. Podmienił pan dres siostry tego wieczoru, bo przypuszczał, że nikt go nie znajdzie, skoro za godzinę wyjeżdża z miasta, a za kilka godzin leci do Anglii.
- Pan się myli. Przecież mnie pan widział.
- Owszem, gdy szedł pan pijany do leżaka. Była to godzina osiemnasta i widzieliśmy tylko nogi. Był pan zasłonięty parasolem.
- Potem byłem w piwnicy.
- I to też się zgadza. Siostra potwierdza, że przez tych kilka tygodni, kiedy przebywaliście razem w domu schodził pan do piwnicy i przesiadywał do późnej nocy. Nie pytała dlaczego, rozumiała, że potrzebuje pan samotności tak jak i ona. W piwnicy jest małe okienko, przez które pan wyszedł.
- To bzdura.
- Jest świadek, który widział ją o godzinie dwudziestej w mieszkaniu, i jest koleżanka, z którą rozmawiała w trakcie, gdy pan mordował. To ona załatwiła jej pracę w Anglii. Siostra nie wychodziła z domu, bo się wstydziła po tym, co zrobił jej Makuch. Złożyła doniesienie, ale po szantażu je wycofała. Wyszła raz, jedyny, obejrzeć cud w Kuźnicy i wtedy kamerzysta ją sfilmował.
- Jest bardzo religijna.
- I bardzo kocha swego brata. A pan? – pytanie pozostało bez odpowiedzi. - Kupił pan ten dres, tak jak połowa miasta, więc nawet nie potrzebował się pan specjalnie kamuflować. Wiedział pan, że kamery zamontowane wokół hipermarketu go zarejestrują. Po morderstwie ucieka pan i nagle spotyka w uliczce Dyducha. Próbował go pan zaskoczyć, ale się nie udało. Został zamroczony na kilka sekund i to wystarczyło, żeby zabrać mu klucze i podrzucić nóż do domu. Pomysł z kamerą nie jest zły, trzeba było na tym poprzestać. Jak to było… - znowu spojrzał na Bożydara.
- Brak umiaru…
- Nie, nie, to przedobrzenie. Po powrocie zauważył pan krew na dresie, trzeba się go szybko pozbyć a pieca nie ma. Siostra właśnie się pakuje i wyjeżdża, a więc zamienia pan dresy, ona go wypierze. A jak nie, to gdzieś zaginie w odmętach Wielkiej Brytanii. Nikt nie będzie pana podejrzewał, człowiek w depresji przecież nie jest zdolny do morderstwa i ma pan alibi. Siostra przekonywała mnie, że pan nigdzie nie wychodził. Całe szczęście, że zagubiono bagaż, i nikt do niego nie zaglądał od momentu zapakowania. Wie pan gdzie był? Łatwiej powiedzieć gdzie nie był. Obleciał Malezję, Japonię, Rosję, Anglię i wrócił do Polski. Trzeba było sprawiedliwość zostawić w rękach policji. Mówi się, że zemsta to kropla w morzu cierpienia. Zabrać go! – krzyknął Dominik do stojących na korytarzu salowych. – Wbrew temu, co pan ogląda na filmie, zostanie pan odtransportowany na szpitalkę w jeleniogórskim więzieniu. Lekarz stwierdził, że może pan tam odbywać karę nawet bez nóg i bez rąk.
Bożydar z Dominikiem obojętnie patrzyli na salowych, którzy z anielską cierpliwością podnosili wijącego się w tłumaczeniach i zaprzeczeniach Krzysztofa Jasińskiego. Gdy zostali sami, wsłuchiwali się w kojącą dusze ciszę.
- Czarny wyjechał na urlop - odezwał się pierwszy Dominik - pewnie to dla niego cios, po którym się nie podniesie.
- Politycy hodowani są na bawolej skórze – zaprzeczył Bożydar. - A co z Jackiem?
- Powinien odpowiadać z zniszczenie mienia, tylko trudno mu udowodnić szkodę, skoro szybę zabrał proboszcz od św. Marcina. I nie ma zamiaru jej oddać. Nie będziemy się o nią bić – ziewnął.
- Zemsta to kropla w morzu cierpienia. Co to było?
- To z jakiejś gry. Nie mogłem się oprzeć – położył się na łóżku, które zajmował Jasiński. – A teraz idę spać, dziękuję za pomysł z MMS-em do Jasińskiej – i zachrapał.
Popołudniowa rozmowa z Filipem przebiegała na tematy ekonomiczne. Nawet Bożydar stwierdził, że jest to nudne, mogłoby zainteresować Barbarę i na pewno wymieniłaby z nim kilka ważkich uwag, gdyby nie wyjechała służbowo w delegację. Z opresji wysłuchania dalszych fascynujących momentów na niwie ekonomicznej wybawił go syn.
- Dobra ojciec, dosyć na temat pieniędzy. Kaśka to cicha, zastraszona dziewczyna, jej portret psychologiczny nie daje jej szans na popełnienie morderstwa. - Bożydar aż skrzywił się. – Słowo psychologia wciąż ci nie przechodzi przez gardło, ale taka jest prawda. Wiesz, że jako jedyny widziałem ten dres po morderstwie. Na lotnisku we Wrocławiu przepakowała torbę, gdy czekaliśmy na samolot. Widziałem krew, ale wziąłem ją za brud, dopiero później dotarło do mnie, co to może być.
- Synu to niezdrowo w twoim wieku interesować się trupami.
- W lokalnej gazecie tak nie uważają, biorą ode mnie każdy artykuł. Trup to trup, szanowny ojcze.
- Przestań się tak do mnie zwracać, wyprowadzasz mnie z równowagi. Albo coś bierzesz, albo znowu siedzisz w baroku?
- Czytam Budrewicza. Koochaany móój oojczee.
Filip się rozłączył. Barbara widziała w nocy Dominika rozlepiającego kartki na słupach. Na drugi dzień wspomniała o tym Bożydarowi. Gdy przeczytał ulotkę, wszedł na odpowiednią stronę w internecie, dodał dwa do dwóch i wyszło. Filip skończył niedawno studia, interesował się kupionymi pracami magisterskimi do swojej powieści kryminalnej, nawet spotkał się w tej sprawie ze znajomym, który wspomniał mu o radnym Czarnym. Przekazał te informacje Dominikowi, koledze z ławy szkolnej. Były to rzeczy kompromitujące, ale nic poza tym. Bożydar uważał, że trzeba przeciąć tę dziecinadę. Potrzebował mocnego argumentu, żeby uciszyć radnego. W kraju, w którym aż jedenaście instytucji ma prawo podsłuchiwać jednego obywatela, to jest proste, tym bardziej w małej mieścinie, gdzie wszyscy się znają. Trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać. Skontaktował się ze starym znajomym, którego jedynym zadaniem jest podsłuchiwanie. Z materiałów operacyjnych otrzymał mały wycinek nagrania. Wykosztował się tylko na MP-3, miał nadzieję, że Czarny zapłaci więcej.
KONIEC