-
Prywatnie nie szukam odpowiedzi, dlaczego pan zabił Makucha!? Mam to w dupie.
Ale muszę coś wpisać w papiery. Bo nie został pan kierownikiem w hipermarkecie?
Czy chciał się pan na nim zemścić za krzywdę, jaką wyrządził siostrze? Akurat o
to pana nie podejrzewam, jest pan takim samym tchórzem jak ona.
-
Ja nie zabiłem? – zaprzeczył nieśmiało.
-
Dobra, dobra, powiem panu, co mnie dręczyło – oparł się wygodnie o krzesło. –
Jak to się stało, że jeden facet znajduje się w dwóch miejscach? Bogiem nie jest,
prawda? Jedno głupie pytanie może człowiekowi zatruć dzień i noc. Noce są
najgorsze – spojrzał na Bożydara.
-
Teraz powinieneś zadać pytanie – Bożydar odchylił się i zawiązał ręce na
brzuchu. - Dlaczego noce są najgorsze?
-
Dlaczego noce są najgorsze? – wydukał cicho Krzysiek.
-
Bo noce należą do mnie i do nikogo innego, nawet żona nie ma do nich dostępu. A
ty każesz mi myśleć. Ale to dobrze, bo stwierdziłem, że źle postawiłem pytanie,
powinno ono brzmieć; skoro Dyduch jest winien, to dlaczego nie ma jego śladów
na ubraniu Makucha. Ale to też jest złe pytanie. Dziś przestępcy nie są
idiotami, wiedzą co to mikroślady. Dlatego gdy znalazłem DNA Makucha, Dyducha i
pańskie na dresie Katarzyny Jasińskiej, zapytałem. Jak? Odpowiem panu, bo nudzi
mnie już rozmowa z takim gadem jak pan. Podmienił pan dres siostry tego
wieczoru, bo przypuszczał, że nikt go nie znajdzie, skoro za godzinę wyjeżdża z
miasta, a za kilka godzin leci do Anglii.
-
Pan się myli. Przecież mnie pan widział.
-
Owszem, gdy szedł pan pijany do leżaka. Była to godzina osiemnasta i
widzieliśmy tylko nogi. Był pan zasłonięty parasolem.
-
Potem byłem w piwnicy.
-
I to też się zgadza. Siostra potwierdza, że przez tych kilka tygodni, kiedy
przebywaliście razem w domu schodził pan do piwnicy i przesiadywał do późnej
nocy. Nie pytała dlaczego, rozumiała, że potrzebuje pan samotności tak jak i
ona. W piwnicy jest małe okienko, przez które pan wyszedł.
-
To bzdura.
-
Jest świadek, który widział ją o godzinie dwudziestej w mieszkaniu, i jest
koleżanka, z którą rozmawiała w trakcie, gdy pan mordował. To ona załatwiła jej
pracę w Anglii. Siostra nie wychodziła z domu, bo się wstydziła po tym, co
zrobił jej Makuch. Złożyła doniesienie, ale po szantażu je wycofała. Wyszła
raz, jedyny, obejrzeć cud w Kuźnicy i wtedy kamerzysta ją sfilmował.
-
Jest bardzo religijna.
-
I bardzo kocha swego brata. A pan? – pytanie pozostało bez odpowiedzi. - Kupił
pan ten dres, tak jak połowa miasta, więc nawet nie potrzebował się pan
specjalnie kamuflować. Wiedział pan, że kamery zamontowane wokół hipermarketu
go zarejestrują. Po morderstwie ucieka pan i nagle spotyka w uliczce Dyducha.
Próbował go pan zaskoczyć, ale się nie udało. Został zamroczony na kilka sekund
i to wystarczyło, żeby zabrać mu klucze i podrzucić nóż do domu. Pomysł z
kamerą nie jest zły, trzeba było na tym poprzestać. Jak to było… - znowu
spojrzał na Bożydara.
-
Brak umiaru…
-
Nie, nie, to przedobrzenie. Po powrocie zauważył pan krew na dresie, trzeba się
go szybko pozbyć a pieca nie ma. Siostra właśnie się pakuje i wyjeżdża, a więc
zamienia pan dresy, ona go wypierze. A jak nie, to gdzieś zaginie w odmętach
Wielkiej Brytanii. Nikt nie będzie pana podejrzewał, człowiek w depresji
przecież nie jest zdolny do morderstwa i ma pan alibi. Siostra przekonywała
mnie, że pan nigdzie nie wychodził. Całe szczęście, że zagubiono bagaż, i nikt
do niego nie zaglądał od momentu zapakowania. Wie pan gdzie był? Łatwiej
powiedzieć gdzie nie był. Obleciał Malezję, Japonię, Rosję, Anglię i wrócił do
Polski. Trzeba było sprawiedliwość zostawić w rękach policji. Mówi się, że
zemsta to kropla w morzu cierpienia. Zabrać go! – krzyknął Dominik do stojących
na korytarzu salowych. – Wbrew temu, co pan ogląda na filmie, zostanie pan
odtransportowany na szpitalkę w jeleniogórskim więzieniu. Lekarz stwierdził, że
może pan tam odbywać karę nawet bez nóg i bez rąk.
Bożydar z Dominikiem
obojętnie patrzyli na salowych, którzy z anielską cierpliwością podnosili
wijącego się w tłumaczeniach i zaprzeczeniach Krzysztofa Jasińskiego. Gdy
zostali sami, wsłuchiwali się w kojącą dusze ciszę.
- Czarny wyjechał na
urlop - odezwał się pierwszy Dominik - pewnie to dla niego cios, po którym się
nie podniesie.
- Politycy hodowani są
na bawolej skórze – zaprzeczył Bożydar. - A co z Jackiem?
- Powinien odpowiadać z
zniszczenie mienia, tylko trudno mu udowodnić szkodę, skoro szybę zabrał
proboszcz od św. Marcina. I nie ma zamiaru jej oddać. Nie będziemy się o nią
bić – ziewnął.
- Zemsta to kropla w
morzu cierpienia. Co to było?
- To z jakiejś gry. Nie
mogłem się oprzeć – położył się na łóżku, które zajmował Jasiński. – A teraz
idę spać, dziękuję za pomysł z MMS-em do Jasińskiej – i zachrapał.
Popołudniowa
rozmowa z Filipem przebiegała na tematy ekonomiczne. Nawet Bożydar stwierdził,
że jest to nudne, mogłoby zainteresować Barbarę i na pewno wymieniłaby z nim
kilka ważkich uwag, gdyby nie wyjechała służbowo w delegację. Z opresji wysłuchania
dalszych fascynujących momentów na niwie ekonomicznej wybawił go syn.
-
Dobra ojciec, dosyć na temat pieniędzy. Kaśka to cicha, zastraszona dziewczyna,
jej portret psychologiczny nie daje jej szans na popełnienie morderstwa. -
Bożydar aż skrzywił się. – Słowo psychologia wciąż ci nie przechodzi przez
gardło, ale taka jest prawda. Wiesz, że jako jedyny widziałem ten dres po
morderstwie. Na lotnisku we Wrocławiu przepakowała torbę, gdy czekaliśmy na
samolot. Widziałem krew, ale wziąłem ją za brud, dopiero później dotarło do
mnie, co to może być.
-
Synu to niezdrowo w twoim wieku interesować się trupami.
-
W lokalnej gazecie tak nie uważają, biorą ode mnie każdy artykuł. Trup to trup,
szanowny ojcze.
-
Przestań się tak do mnie zwracać, wyprowadzasz mnie z równowagi. Albo coś
bierzesz, albo znowu siedzisz w baroku?
-
Czytam Budrewicza. Koochaany móój oojczee.
Filip
się rozłączył. Barbara widziała w nocy Dominika rozlepiającego kartki na
słupach. Na drugi dzień wspomniała o tym Bożydarowi. Gdy przeczytał ulotkę,
wszedł na odpowiednią stronę w internecie, dodał dwa do dwóch i wyszło. Filip
skończył niedawno studia, interesował się kupionymi pracami magisterskimi do
swojej powieści kryminalnej, nawet spotkał się w tej sprawie ze znajomym, który
wspomniał mu o radnym Czarnym. Przekazał te informacje Dominikowi, koledze z
ławy szkolnej. Były to rzeczy kompromitujące, ale nic poza tym. Bożydar uważał,
że trzeba przeciąć tę dziecinadę. Potrzebował mocnego argumentu, żeby uciszyć
radnego. W kraju, w którym aż jedenaście instytucji ma prawo podsłuchiwać
jednego obywatela, to jest proste, tym bardziej w małej mieścinie, gdzie
wszyscy się znają. Trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać. Skontaktował się ze
starym znajomym, którego jedynym zadaniem jest podsłuchiwanie. Z materiałów
operacyjnych otrzymał mały wycinek nagrania. Wykosztował się tylko na MP-3,
miał nadzieję, że Czarny zapłaci więcej.
KONIEC