piątek, 31 sierpnia 2012

Dary losu - opowiadanie Iwona Krzysztoń


Na wstępie zwrócę się do czytelnika, by zapewnić go, że szczęście czeka na nas, więc cieszmy się każdą chwilą, nie tracąc nadziei, że nadejdzie.
Była długa majowa noc, a wraz z nastaniem dnia przyszła na świat mała dziewczynka. Piękny maj rozkwitał pąkami na drzewach, rozbrzmiewał śpiewem ptaków - natura budziła się do życia. To był znak, że los tej małej istotki będzie szczęśliwy, lecz pełen niespodzianek, tak jak różnorodna bywa budząca się do życia natura.
Mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące i lata. Każdego roku o tej samej porze maj był podobny do maja, a ona zmieniała się i rosła. Choć życie jej nie rozpieszczało, zawsze szła do przodu, zdobywając kolejne wzgórza. Przeznaczenie napisało dla niej scenariusz, ułożyło pasaż przeróżnych gam, wzbogacając jej wrażliwość.
Umiała cieszyć się z każdego dnia, rozdając dobroć i szczerość. Choć często radość przeradzała się w ból, dziękowała za każdy dar losu.
I wtedy śmierć najbliższej osoby zmienia jej życie i okrutnie doświadcza.
Jest październik, już chłód daje się we znaki, słońce zagląda przez okno, rozświetlając ponury pokój szpitalnej sali, jakby dawało nadzieję, że mimo bólu i bezradności wobec tego bezpowrotnego odejścia, można mieć przekonanie, że tam będzie lepiej.
Musiała teraz pokonać tęsknotę, zrozumieć, że życie się nie kończy, lecz zmienia swój kierunek. Odeszła najbliższa osoba, matka. Ona musiała być silna, nie mogła zrobić nic więcej. Wszyscy mówili, że tak lepiej, bo już nie cierpi. To dało siłę do pożegnania.
Czas biegnie do przodu i ona musi żyć, choć już nic nie będzie tak samo.
Los zsyła możliwość bycia szczęśliwą, mocno chwyta się tej szansy bijąc się z myślami, czy jej się uda? Niestety, tym razem nie.
Siedzi smutna w pięknym ogrodzie, pełnym jesiennych kwiatów. Patrzy, jak ptaki szybują po niebie, szykując się do odlotu w ciepłe kraje. Widać wszystko zmierza tam, gdzie będzie lepiej. Powtarza sobie, że ona też musi coś zrobić, żeby wznieść się ponad to, czego doznała, przecież nie wszystko stracone.
Los zsyła przyjaźń i miłość. Bierze przyjaźń, by ukoić serce, przyjmuje miłość w nadziei na szczęście. Tak los wplata w jej życie słońce i chmury, burze i wiatry.
Przyjaźń trwa od lat, jest jedyna i prawdziwa, a miłość daje jej spokój i przystań, by płynąć na szerokie wody. 
Czas zatacza koło i z tej miłości przychodzi na świat maleńka kruszynka, która uskrzydla ją ponad wszystko. Teraz wie, że samo istnienie to największy dar, to jej życie i to, które poczęła.
Pewnego dnia, będąc na spacerze za miastem, napawając się pięknem południa, poznaje Anioła, który roztacza wokół siebie radość życia, ciepło i dobroć. Robi to na niej ogromne wrażenie, kiedy widzi, jak ktoś w pocie czoła, z rękoma ubrudzonymi ziemią chwali dzień i dziękuje niebu za zmęczenie. To zmienia w jej życiu patrzenie na świat i daje szansę odmiany; pozwala uwierzyć, że może czegoś dokonać tylko dla siebie.
Zaczyna przelewać na papier własne myśli i spostrzeżenia. Chce pokonać niepewność i brak wiary w swoje możliwości.
Trzymając w jednej dłoni szczęście, a w drugiej nieszczęście, mogła którąś przeważyć, głęboko wierząc w siebie. To, czego udało jej się dokonać, a czemu nie dała się pokonać, stworzyło z niej silną osobę. Miała dla kogo żyć, miała kogo kochać i była kochaną. Jej serce wypełniała miłość, która pchała ją ku falom oceanu, by móc zanurzyć się w toni i czerpać z niej siłę. Często powtarzano jej, że czas leczy rany. Zaczęła pisać o zaleczonych ranach i czuła ulgę, kiedy spostrzegła, że kartka papieru przyjmuje jej ból, troskę i miłość, a ona nie roni już łez.
Każdego dnia, gdy otwiera oczy, kiedy pojawiają się czy to chmury, czy słońce za oknem, ona widzi iskierkę szczęścia i tuli ją do serca. Ta mała istotka, choć z roku na rok coraz starsza, potrafi unieść ją ponad chmury, zanurzając głowę w ich pierzaste obłoki.
To jest najcenniejszy DAR LOSU, przyznany od Boga. Czegokolwiek doświadczyła, wszystko ukształtowało ją z małej dziewczynki, smutnej kobiety w szczęśliwą matkę. Ona wiedziała, że szczęście rozwija skrzydła i dzięki temu, wzlatując ponad wszystko, można udźwignąć ciężar życia. Dziękując za dary losu!
Iwona Krzysztoń