Terror i horror
Są książki, od których do ostatniej strony nie można
się oderwać. Dla mnie taką powieścią jest „Szpieg czasu”
Marcela Figuerasa. To argentyński pisarz, scenarzysta i dziennikarz,
urodzony w 1962 roku, a film "Kamczatka" nakręcony według jednej z
jego powieści kandydował w roku 2003 do Oscara w kategorii
najlepszego obrazu zagranicznego. W posłowiu autor wskazuje źródła
z jakich korzystał i wyraża podziękowanie konsultantom, którzy
wspierali jego pracę nad książką. Tam właśnie można
przeczytać, że wykorzystał fakty zawarte w raporcie Narodowej
Komisji do spraw Zaginionych. Raport dotyczy zbrodni, jakiej w
Argentynie dopuściły się władze w czasach terroru w
latach 1976 – 1983.
Rzecz dzieje się w fikcyjnej Republice Trynidadu, gdzie
właśnie obalono reżim, nastała demokracja, ale nie postawiono
przed sądem sprawców zbrodni. Czterech wodzów nie skazano na
wiezienie, poruszają się swobodnie i nie ma w nich poczucia winy,
choć na każdej ulicy, a szczególnie w chińskiej dzielnicy, ludzie
chodzą po wielkim cmentarzysku. Tam spoczęły ofiary terroru, na których wykonywano okrutne egzekucje bez sądów. Tam przepadali
ludzie uprowadzeni, po których ślad zaginął. Opisy tych
okrucieństw są wstrząsające.
Najbardziej okrutni byli generałowie Ferrer, Abellan,
Prades i Moliner. Niewidzialna ręka stopniowo ich uśmierca. Żadnych
śladów, żadnych dowodów, które mogłyby wskazać sprawców. W
powszechnym przekonaniu jest to zemsta tych, których bliscy stali
się ofiarami terroru. I historyczna kara za zbrodnie. I właśnie do
wytropienia sprawców skierowany jest przez departament policji Van
Upp. To wywołuje zdumienie. Policjant jest podrzutkiem, wychowankiem
sierocińca, usynowionym przez jednego z nauczycieli, zdumionym
mądrością i lotnością umysłu chłopca. Nic nie wiadomo o jego
rodzicach. Matka porzuciła noworodka nie wskazując ojca. Na koniec
wszystko zostaje wyjaśnione, ale dopiero na koniec. Ten były
inspektor dekadę spędził w szpitalu psychiatrycznym. Uchodzi za
wariata. Cudem uszedł z życiem z pożaru w porcie, który zniszczył
magazyny międzynarodowej firmy, zajmującej się na światową skalę
importem oraz eksportem. Nie było żadnego uzasadnienia, by
inspektor tam się znajdował służbowo. A jednak tak się stało i
rzucało to na policjanta podejrzenia, że miał coś wspólnego z
firmą, która przemycała, między
innymi narkotyki.
Kiedy zginął pierwszy z generałów, pozostali
otrzymali ochronę, na nic się jednak ona nie zdała. Po kolei
następni zostali uśmierceni, każdy w inny sposób, przy każdym
starannie zostały usunięte narzędzia zbrodni i zatarte ślady,
które mogłyby wskazać sprawców, choć wszystko wskazywałoby
jednego zabójcę.
W tej powieści nie ma erotyki, nie ma miłości, nie ma
tak zwanych momentów, ale jest przenikliwa znajomość Biblii oraz
wielkiej światowej literatury. Jest wartka akcja, dynamiczny styl,
dużo akcentów politycznych, które pozwalają snuć uogólnienia i
paralelę do innych znanych reżimów.
Naturalnie bez sensu byłoby naprowadzanie czytelnika,
jak dotarto do sprawcy zabójstw. Sam dojdzie do tego, zdumiewając
się, w rozwiązaniu czterech zagadek.
Marcelo Figueras „Szpieg czasu” przełożyła
Barbara Jaroszuk, Warszawskie Wydawnictwo MUZA SĄ, Warszawa 2006.