Rozdział 1
Duma
rozrywała pierś kierownika Cezarego Makucha, gdy zaparkował fiatem na tyłach
hipermarketu; podziękował panu Bogu za słoneczny poranek i wysiadł. Jego
królestwo wyrosło w samym środku osiedla, jak oaza na pustyni, i nie było fatamorganą,
jak jeszcze rok temu prorokowali niedowiarkowie. W biurze przywitał się z
Zosią, młodą sekretarką, która stopniowo, co zauważył z satysfakcją, wyzbywała
się swojej nieśmiałości. Dawał sobie kilka tygodni zanim zarzuci haczyk na tę
niewinną buzię.
Po
załatwieniu kilku telefonów i przejrzeniu dokumentów postanowił zrobić obchód.
Jak paw obchodził stoiska i udawał, że nie rozumie, dlaczego na jego widok
pracownicy nerwowo przyspieszają. Na stoisku z mięsem obserwował równo
układane, odświeżone detergentami kurczaki, zawrócił przy regałach z piwem, gdy
zobaczył pracownicę ciągnącą kartony z wodą mineralną na podnośniku; przy
nabiale sprawdził czystość, przy kasach słuchał jak wystukiwane cyferki
zamienią się w pieniądze. Zapowiadał się kolejny piękny dzień.
Jednak
najlepiej czuł się w biurze ochrony. Na monitorach za jednym zamachem ogarniał
swoje włości, jak lekarz pacjenta. Wzrok przeniósł na środkowy monitor, który
pokazywał wejście i, zamarł. Przy wsuniętych w siebie wózkach, przed szybą,
której nie chwytała kamera, przed torbą z zakupami, klęczała
siedemdziesięcioletnia staruszka. Klęczała i się modliła. Inna staruszka, która
wyjęła żeton z wózka, podeszła do niej zdumiona, spojrzała na szybę,
przeżegnała się, położyła siatkę na ziemi, uklękła i też zaczęła się modlić.
- Co to znaczy? Brakuje
mi tylko, żeby tak ostentacyjnie nam dziękowano. Zajmij się tym natychmiast. -
Makuch polecił mężczyźnie.
Dyżurny
wydał polecenie przez mikrofon. Po chwili pojawił się ochroniarz, podniósł obie
kobiety i wyprowadził poza obszar kamery. Kierownik Makuch wrócił do gabinetu i
zapomniał o całym zdarzeniu do ... południa. Wtedy to weszła Zosia i
poinformowała go, że przed wejściem zgromadziło się kilka osób. Była to dobra
wiadomość, w sobotę powinien panować ruch.
- Co w tym dziwnego?
- Oni przyszli w
związku z ... z cudem – wykrztusiła.
- Jakim cudem?
- Musi pan to sam
zobaczyć – spuściła wystraszona oczy.
Kierownik
Makuch wbiegł nerwowo do biura ochrony. Na monitorze zobaczył grupę dziesięciu
starszych pań i kilku panów, którzy nicując między palcami różaniec modlili
się, klęcząc.
- Rozpędzić, rozpędzić
wariatów! - krzyknął.
Tym
razem dwóch osiłków spotkało nieprzyjemne powitanie. Staruszki obiły ich porą,
marchwią i pomidorami, a od starszego pana z brodą dostali gazetą po głowie.
Makuch był wściekły. Potrącając klientów, przecisnął się między kasami i wypadł
na zewnątrz. Głośne „Zdrowaś Mario ...“ uderzyło go w uszy, i już miał na
języku perorę, gdy spojrzał na szybę, do której modlili się zebrani i zastygł,
jak żona Lota. Wysoko pod dachem, na szklanej tafli świeciła plama. Miała
dziwnie znajomą postać, ale tylko dlatego, że była w umyśle Cezarego, od
dzieciństwa, zakodowanym obrazem. To, na co patrzył było świetlistym odbiciem
Matki Boskiej Częstochowskiej.
- To cud – westchnęła z
nabożną czcią starsza pani.
- Jaki... - przełknął
ślinę – cud?
- Matka Boska się
ukazała.
- To kara za wybudowanie tu hipermarketu. Ten plac miał być dla dzieci! – krzyczał pan z bródką.
- Ludzie to oszustwo! -
zawołał wzburzony Makuch. - Zamalować to – polecił dwóm ochroniarzom.
- Nie pozwolimy... -
oburzyły się panie.
- Nie macie tu nic do
gadania, to teren prywatny! Rozpędzić ich – ponaglał ochroniarzy.
-
Jak się odnosisz do kobiet. Chamie! – Pan z bródką uderzył go gazetą.
Makuch
stwierdził, że dwóch ochroniarzy, nie poradzi sobie ze starszymi kobietami w
wieku jego babki, ale dziesięciu, czyli wszystkich jakich zatrudnia, powinno, i
kazał umyć szybę. Po godzinie zapytał Zosię o rezultat.
- Matka Boska została -
odpowiedziała tak cichutko, że ledwie usłyszał.
- Głupia siksa –
wycedził przez zęby.
Zadzwonił do centrali,
mają natychmiast przyjechać i wymienić szybę. Odpowiedź miał równie prędką jak
i rozkaz, który wydał. Zrobią to w poniedziałek. Wściekłość Makucha dojrzewała
do wybuchu i pewnie by skupiła się na Zosi, gdyby nie następny telefon.
- Co się tam, u licha,
dzieje u ciebie? - usłyszał głos radnego Czarnego.
- Mam zaciek na szybie.
- Nie produkuje się już
szyb, na których powstają zacieki.
- Ale ja mam i nie
można go usunąć. Ludzie widzą w nim Matkę Boską.
- Każ wymienić szybę.
- Zrobią to dopiero w
poniedziałek.
- W poniedziałek
podpisuję umowę na budowę akwaparku. Nie potrzebujemy takiej reklamy. Jeżeli do
tego czasu nie zniknie, ty znikniesz, rozumiesz! Kiedy inwestor się dowie,
wycofa ofertę. Rozumiesz!
- Tak. Tak.
- Chyba nie. Dzwoniłeś
na policję?
- Nie.
- Idiota. To zrób to i
truj dupę komendantowi. On o niczym dziś nie myśli, tylko o swoich
urodzinach.
część 2
część 2